Billy Budd w ROH – między sensualnością a przemocą

11.05.2019
fot. Catherine Ashmore

DR JACEK KORNAK: Na angielskim okręcie pod koniec XIX wieku młody marynarz zabija oficera, który niesłusznie oskarżył go o zdradę kraju. W zasadzie to wszystko, nic więcej się tutaj nie wydarzy.

Billy Budd to jedno z operowych arcydzieł XX wieku. W świecie operowym, w którym dominują primadonny, Billy Budd jest ewenementem – tu wszystkie partie są napisane dla mężczyzn. Opera Benjamina Brittena oparta jest na noweli Hermana Melvillea. Miała ona swoją premierę w 1951 roku w Royal Opera House. Obecnie w Covent Garden mamy okazję zobaczyć nową produkcję dzieła Brittena w wersji z 1960 roku.

Libretto napisane przez Forstera oraz Croziera jest bardziej mroczne niż sama nowela Melvillea. To historia bardzo niejednoznaczna. Na angielskim okręcie pod koniec XIX wieku młody marynarz zabija oficera, który niesłusznie oskarżył go o zdradę kraju. W zasadzie to wszystko, nic więcej się tutaj nie wydarzy, ale dzięki muzyce Brittena i tajemniczemu librettu opera ta przesiąknięta jest sensualnością i homoerotyzmem. Billy Budd ukazuje zamknięty świat marynarzy, w którym dominują przemoc i seks. Niezwykle interesująca jest postać Johna Claggarta, homoseksualisty, który jest czarnym charakterem opery. Claggart zakochuje się w Billim, ale jego pożądanie jest destrukcyjne. Britten daje publiczności pożywkę dla homofobicznych uczuć, ale zarazem sprawia, że czujemy się niejako wyobcowani, podpuszczani, a nawet momentami emocjonalnie wyczerpani.

Dzięki świetnej reżyserii Deborah Warner te uczucia towarzyszą widowni w Royal Opera House. Warner skupia się na relacjach między marynarzami, które nigdy nie są jednoznaczne. Jej przedstawienie ma w sobie coś z psychologicznego thrillera. Reżyserka ma też doskonały zmysł ruchu scenicznego, dzięki któremu jest produkcja jest zawsze dynamiczna.

Muzyczne rewelacyjnie przygotował Billiego Budda Ivor Bolton. Brytyjski dyrygent sprawił, że znacznych rozmiarów orkiestra miała delikatne, zmysłowe brzmienie. W jego interpretacji było momentami coś z barokowej stylistyki. Tutaj każdy instrument brzmiał niemal jak partia solowa. Orkiestra Royal Opera House pokazała swoje najlepsze strony. Instrumenty dęte drewniane miały delikatne, krystaliczne brzmienie, a smyczki szemrały w hipnotyzujący sposób.

W tytułowej roli wystąpił Jacques Imbrailo. Wykonał on swoją partię lirycznie, ale zarazem śpiewał pewnie i z charyzmą. Jako Kapitan wystąpił Toby Spence. Jego głos miał melancholijną barwę, brzmiał lekko i czarująco. Chwilami jednak trochę brakło tutaj wokalnej siły. Brindley Sherratt jako przystało na dobrego wykonawcę Claggarta, śpiewał swoją rolę mrocznym, zimnym głosem. Jego wykonanie było wyraziste, momentami jego głos był prawdziwie przeszywający. Warto również wspomnieć Davida Soara, który świetnie się spisał w roli Flinta.

Billy Budd w Royal Opera House to opera, której po prostu nie można przegapić. Jest produkcją wyjątkową pod każdym względem, muzycznie oraz wizualnie, dzięki temu oferuje widowni głębokie przeżycia.

 

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.