Gabriela Gołaszewska: Aż tak wyluzowana nie jestem

18.12.2019
fot. mat. pras. Opery Śląskiej

Jest 6.45. Na peronie, stacja Warszawa Centralna, stoi dziewczyna. Ładna blondynka. Zwykła pasażerka. Jedzie do swojego celu, jak dziesiątki innych tego dnia, o tej porze. Ale chyba tylko ona jedzie do Bytomia, żeby zdążyć na poranną próbę w Operze Śląskiej. Będzie tam do soboty. Do rodzinnego miasta wraca w sobotę wieczorem albo w niedzielę rano. Gabriela Gołaszewska, nowa solistka w Operze Śląskiej i odtwórczyni Adiny w „Napoju miłosnym”, dzieli swoje życie między etatową pracę, studia i nowe wyzwania, przed którymi właśnie staje.

Magdalena Nowacka-Goik: Wiosną zajęła Pani I miejsce na Międzynarodowym Festiwalu i Konkursie Sztuki Wokalnej im. Ady Sari w Nowym Sączu, jesienią rozpoczęcie pracy w zespole solistów Opery Śląskiej w Bytomiu i w grudniu pierwszoplanowa rola w „Napoju miłosnym” Gaetana Donizettiego, a jeszcze wcześniej Hanna w „Strasznym dworze”. Sporo, jak na tak młodą, 24-letnią osobę…
Gabriela Gołaszewska:
Te wszystkie wydarzenia, ogarnięcie ich, z pewnością stanowią wyzwanie. Cały czas jeszcze studiuję i przyznaję, że pogodzenie tylu zobowiązań jest emocjonujące i satysfakcjonujące, ale też niełatwe. Praca w teatrze operowym to nie tylko śpiew, ale również budowanie postaci, czyli to, czego tak naprawdę nie da się nauczyć podczas studiów. Trzeba znaleźć tę kreatywność w sobie. Tak jak w wypadku każdej nowości, początki bywają trudne. Adina w „Napoju” to dopiero moja trzecia rola operowa, po Hannie i Kunegundzie (na deskach Opery Bałtyckiej). Trzeba się przestawić z trybu studiów i wejść w rytm profesjonalnej pracy.

Jaka była pierwsza myśl po usłyszeniu propozycji kreacji pierwszoplanowej roli w „Napoju miłosnym”? Czy wcześniej ta partia była w Pani kręgu zainteresowań?
Tak, kiedyś myślałam, że chciałabym ją zaśpiewać. Dyrektor Opery Śląskiej Łukasz Goik podszedł do mnie na konkursie im. Ady Sari i w lawinie ogromnych emocji, wspaniałych wiadomości, otrzymałam kolejną propozycję zaśpiewania w bytomskiej inscenizacji, właśnie w „Napoju miłosnym” (w ramach nagrody od Opery Śląskiej Gabriela Gołaszewska zaśpiewała partię Hanny w „Strasznym dworze” z zespołem Opery Śląskiej – przyp. red.). To był trochę szok, radość, ale odczuwałam to jako cząstkę zbiorowych emocji konkursowych. I tak naprawdę dopiero później do mnie to wszystko dotarło.

Od czego rozpoczęła Pani przygotowania do tej roli?
Przede wszystkim obejrzałam i wysłuchałam w internecie kilku realizacji, aby bliżej zapoznać się z dziełem. Kolejnym etapem było… odbicie nut. I zaczęłam konfrontację z własnymi obawami, czy tak naprawdę dam radę? Oglądanie i zachwyt nad tą operą i rolą to jedno, a podjęcie się kreacji roli to drugie. Jest to jednak poważne zobowiązanie. Dopiero kiedy zobaczy się nuty, śpiewak jest w stanie powiedzieć, czy udźwignie, sprosta wymaganiom. Niewątpliwie ta rola jest tak skonstruowana, że należy traktować ją z takim samym zaangażowaniem na poziomie technicznym, wokalnym, jak i aktorskim. Ale pomijając te wyzwania, jest bardzo przyjemna i daje mi dużo satysfakcji. Ciekawe i wzbogacające jest to, że śpiewamy w różnych obsadach, docieramy się między sobą, każdy daje coś od siebie na etapie tworzenia postaci. Jesteśmy różni i wpływ na naszą interpretację ma wiele czynników, od charakteru po fizjonomię. To pozwala na pokazanie tej samej postaci w sposób różnorodny. Oczywiście ważna jest koncepcja reżyserska, ale pani Karolina Sofulak jest bardzo otwarta na nasze propozycje. Pozwala nam na dużo. (śmiech)

Adina jest postacią kontrowersyjną, lekko podchodzącą do uczuć, mężczyzn. Czy taka będzie też w Pani interpretacji? Które jej cechy zostaną wyeksponowane?
Adina jest wyluzowana w kontaktach damsko-męskich…

A ten luz leży również w charakterze Gabrieli Gołaszewskiej?
Chyba nie aż tak. (śmiech) Chociaż… może sama nie znam się jeszcze dobrze do końca? W budowaniu postaci Adiny chcę jednak wykorzystać ten jej luz, beztroskę. Objawia się ona nie tylko w relacjach uczuciowych, ale także służbowych. Pragnę pokazać jej swobodę w stosunku do innych podwładnych, kucharek, sprzątaczek, portierów – w bytomskiej inscenizacji akcja rozgrywa się w hotelu, którego szefową jest właśnie Adina. Podchodzi może niezupełnie po koleżeńsku, bo jednak jest ich szefową, ale większa część jej obowiązków, dbania o szczegóły, bycie wymagającą, spada na Gianettę, jej zastępczynię. Trochę jak w prawdziwym życiu. Jeśli dyrektor ma dobrego zastępcę, może sobie pozwolić czasem na mniej oficjalne podejście, przymknąć oko, wiedząc, że ktoś za niego dopilnuje pewnych spraw.

Fot. Krzysztof Bieliński/mat. Opery Śląskiej w Bytomiu
Napój miłosny, muz. G. Dionizetti, w rolach głównych m.in. Gabriela Gołaszewska, Stanisław Kuflyuk,
Andrzej Lampert, Adam Woźniak.
fot. Krzysztof Bieliński / mat. Opery Śląskiej w Bytomiu

„Napój miłosny” to typowe bel canto. Trudno wybierać tu najlepsze fragmenty, praktycznie każde wyjście solisty to popisowa aria. Chociaż oczywiście mamy tu wyjątkowe, jak np. „Una furtiva lagrima” Nemorino czy „Udite, udite, o rustici” doktora Dulcamary. Jeśli chodzi o Adinę, uwagę zwracają jej duety, może nawet bardziej te, które śpiewa z Dulcamarą, niż z Nemorino, bo nie są oczywiste, ani pod względem ich relacji, ani muzycznie…
Tak, to prawda. Adina ma dwa piękne duety z Dulcamarą. Inne od całości, wprowadzają motyw odmiennego rodzaju relacji damsko-męskich. Dulcamara potrafi ją przejrzeć, jest między nimi pewna poufałość, trochę jak w rodzinie, na zasadzie wujka i siostrzenicy. Adina go nawet lubi na pewien sposób, ale on też ją drażni, prowokuje, pobudza do przebiegłości. Umacnia w niej takiego niepokornego ducha. Także muzycznie, ich duet w II akcie po prostu zachwyca. Oglądając i słuchając, byłam pod jego niesamowitym wrażeniem, bo jest naprawdę spektakularny. Nie jest jednak prosto oddać jego głębię. Kiedy zobaczyłam partyturę, wiedziałam, że to nie będzie „tylko” odśpiewanie. Dotarcie do sedna tak, aby przekaz był oddany w najlepszy sposób, trochę mi zajęło…

Podczas przygotowywania tej roli czekało Panią więcej wyzwań aktorskich czy wokalnych?
Na tym etapie artystycznym, na którym jestem, ciągle wyzwaniem jest łączenie aktorstwa z śpiewem. Praca w teatrze jest bardzo intensywna. W ciągu zaledwie kilku tygodni trzeba maksymalnie skupić się na postaci. Z drugiej strony taki rodzaj pracy nad rolą, w tego typu warunkach i ogromnej mobilizacji, poświęcenia czasu, pozwala na prawdziwe utożsamienie się z postacią, a co za tym idzie, jak najbardziej wiarygodna kreacja.

Wiele zmian w życiu, w krótkim czasie. Czy zaaklimatyzowała się Pani już w Bytomiu? Dla warszawianki to z pewnością ogromna zmiana…
Momentami bywa jeszcze ciężko. Na razie najlepiej znam dworzec i okolice opery. Chciałabym lepiej poznać Katowice. Chociaż między próbami w tygodniu mamy tak mało czasu, że tak naprawdę na razie nie mam na to czasu. Praktycznie nie wychodzę z teatru. Ale to jest fajne ze względu na osoby, z którymi pracuję. Poznaję je bliżej, co pomaga przy spektaklu, lepiej wyczuwamy się na scenie.

Od zawsze marzyła Pani, aby prowadzić właśnie takie życie, być śpiewaczką operową? Może to kontynuacja rodzinnych tradycji?
Hmm… Jeśli chodzi o rodzinę, to niewątpliwie pięknym głosem dysponował mój dziadek, wiódł prym pod tym względem. Mama jednak nie, chociaż to ona wpadła na pomysł, abym została pianistką. Ja natomiast po szkole muzycznej wiedziałam, że bardziej chcę śpiewać, niż grać. Myślałam jednak o jazzie. Tymczasem egzaminy na wydział jazzu w Katowicach i śpiew operowy w Warszawie odbywały się w tym samym dniu. Musiałam wybrać i wybrałam klasykę. Ale, jak widać, Śląsk przyciągnął mnie do siebie kilka lat później. Może dobrze, że właśnie teraz, a nie wcześniej.

Tęskni Pani za Warszawą, rodziną, przyjaciółmi, ulubionymi miejscami?
Na szczęście niedzielę zwykle mam wolną, więc jeśli w sobotę wcześniej skończymy, to od razu jeszcze tego wieczoru wsiadam do pociągu do Warszawy. A potem wracam… zwykle o 6.45 w poniedziałek. Oczywiście nie mogę pozwolić sobie już na tyle wolnego czasu i szaleństwa młodości, ale to dobre ograniczenie, nie narzekam. W Operze Śląskiej pracuję z fantastycznym muzykami, którzy pomagają mi w artystycznym rozwoju. Wśród nich akompaniatorzy, Larisa Czaban – fantastyczny coach oraz Michał Kryworuczko. Także praca z maestro Franckiem Chastrusse'em Colombierem. To możliwości, których bym nie doświadczyła, nie pracując tutaj. Dlatego jestem szczęśliwa, bo czuję, że się rozwijam, a dzięki stałej pracy będę wzbogacała mój repertuar operowy. Sezon zapowiada się pracowicie. I dobrze!

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.