Jarek Wist: Nie chcemy płakać nad włoską muzyką

19.03.2020
fot. arch. artysty

Co nas łączy z Włochami z południa i dlaczego tak lubimy włoskie klasyki? Oczywiście mówimy o epoce dolce vita, a nie italo disco. – Tam to jest już dawno passé – mówi Jarek Wist. Zachęca przy tym do posłuchania swojego nowego albumu „Dolce VitaM”!

Wojciech Pietrow: Włoska kuchnia, włoska muzyka, włoski język… Wszystko co włoskie Cię pasjonuje. Skąd się wzięła ta pasja?

Jarek Wist: Urodziłem się jeszcze w Polsce zamkniętej na Europę i kiedy byłem dzieckiem, Włochy wydawały mi się krajem pełnym palm. Wiedziałem tylko tyle, że mieszka tam papież. Nie wiedziałem, jak smakuje pizza, co to spaghetti… Śmiesznie to teraz brzmi. Wszystko się zaczęło od wycieczki w klasie maturalnej – uprosiłem ojca, żeby dał mi na nią pieniądze. I gdy już tam przyjechałem, to po prostu wszystko mnie urzekło. Na początku zastanawiałem się, czy oni dobrze się popili, że mówią tak śpiewnie, tworzą jakieś dziwne intonacje. Nie mogłem wyjść z podziwu. Ta architektura, krajobraz i sam klimat. I na koniec (choć u mnie jest to chyba na pierwszym miejscu) – zapach kuchni. Poza tym, że kocham śpiewać i czytać w języku włoskim, to po prostu kocham gotować. Cały czas noszę się, żeby coś z tym zrobić.

Właśnie! Łączysz muzykę z gotowaniem?

Czasami tak jest, że gdy zjadasz coś dobrego, to w głowie rodzą ci się niezwykłe myśli i pomysły… Ale ja raczej po prostu kocham jeść i nie łączę tego za bardzo z muzyką. Łączę za to muzykę z miłością do Włoch, z tą mentalnością włoską.

Często zaznaczasz, że po części czujesz się Włochem i często tam bywasz. W jakim stopniu nasze stereotypowe wyobrażenie o Włochach pokrywa się z rzeczywistością?

Wiem, że w Polsce Włosi są odbierani jako amanci, podrywacze, ściemniacze, ale oni sami bardzo różnią się od siebie – ze względu na położenie geograficzne. Ci z północy zbliżeni są mentalnością do Europejczyków, a południe to już kompletna „maniana” i chaos… Zarówno na drogach, jak i w życiu. Zdarza się, że w czasie podróży samolotem ktoś zagaduje do mnie i często słyszę, jak mówi (na przykładzie współpracy zawodowej), że Włosi są nierzetelni, mało konkretni i nie dotrzymują terminów… Jest taka opinia i tylko troszeczkę jest w niej prawdy.

Czy my – Polacy nie jesteśmy podobni?

To jest śmieszne. My raczej też nie jesteśmy uporządkowani jak np. Niemcy. Polak jest taki, że jak może, to zawsze wszystko obejdzie. W tym bardzo przypominamy Włochów. Podobnie jest z gościnnością. My jesteśmy trochę tacy „terroni” – Włosi z południa – nieco kiczowaci, trochę cwani…

Czy składając piosenki do albumu, nie bałeś się trochę tego kiczu albo pogłębienia nie do końca prawdziwego stereotypu?

Niestety u nas z tym krajem kojarzą się najbardziej piosenki italo disco z lat 80. Tam się dziwią, że my wciąż tego słuchamy. Tam jest to już dawno passé. Ja zająłem się epoką dolce vita, bo jest to przepiękny okres w tamtejszej muzyce. To był też najlepszy okres dla Włoch, jeżeli chodzi o wzrost gospodarczy. Budują się miasta i autostrady. Rozwija się życie towarzyskie i kulturalne. I w tym przepychu i dążeniu do luksusu zagubiona jednostka próbuje się odnaleźć. To pokazywał w swoich filmach Fellini. I cały ten klimat chcę oddać na płycie. Tylko nie robię z tego disco – wracam do korzeni. Nie ma tu żadnego obciachu. Oczywiście z racji, że wydaję płytę w Polsce, podzieliłem ten repertuar. Wybrałem utwory najważniejsze dla festiwalu piosenki w San Remo – znane Polakom oraz te, które są ważne dla epoki dolce vita i są bardziej popularne w kraju rodzimym.

To był Twój cel, żeby przedstawić obiektywnie muzykę tamtych lat?

Ja po prostu nagrałem ten album z zamiłowania do muzyki lat 50. i 60. Do utworów z piękną melodią, niekoniecznie łatwą do zapamiętania. Melodią, która pozwala artyście na tworzenie fraz, długich dźwięków, zabawę nimi – brakuje mi dzisiaj takiej. W trakcie mojego pobytu na Erasmusie w Wenecji często chodziłem do antykwariatów lub sklepów muzycznych, szukając płyt z muzyką. Włosi często nie potrafili wskazać artystów z tamtej epoki, dziwili się, dlaczego szukam takich wykonawców. Dziwi mnie to, że Włochy poszły w taki… trochę kicz. W propozycje łatwe. Zresztą tak jak większość współczesnej muzyki.

 

Czuję w Twoim albumie pewien luz i po prostu dużą przyjemność z tego, co śpiewasz. Czy może właśnie nie chciałeś uciec w ten ciekawszy świat tego, co było? Odciąć się trochę od współczesności?

Hmmm… chyba po prostu czułem, że chcę to nagrać. Chciałem to zrobić. Dorosłem do momentu, żeby wydać płytę w języku włoskim. Wybrałem moich idoli, chciałem się zmierzyć z ich utworami.

A co chciałeś dać słuchaczowi? Czy może znowu – nagrałeś to bardziej dla siebie?

No tak… Po części chciałem nagrać muzykę, którą kocham i której nie będę się wstydził na scenie. Z drugiej strony muzykę, która spodoba się naszej publiczności, bo wiem, że Polacy lubią włoskie melodie. Choć chciałbym podać ją w innej odsłonie. Bardziej z klasą, bliżej tych korzeni. Zastanawialiśmy się, jakim hasłem zareklamować ten album. I w końcu dotarło do mnie, dlaczego właściwie ludzie w Polsce sięgają po włoską muzykę. Po to, żeby płakać? Nie! Po to, żeby się rozweselić! I tak powstał slogan: „Tańcz i kochaj w rytmie »Dolce VitaM!«”. To jest mój cel, choć poprzez tę płytę chcę również porwać słuchacza na głębokie wody emocji.

Realizowałeś wiele projektów. Z jednej strony albumy z autorskimi utworami, z drugiej „Swinging with Sinatra”. Teraz nagrywasz album z muzyką włoską. Szukasz cały czas miejsca dla siebie, czy raczej z radością eksplorujesz już muzykę?

To wszystko nie jest tak od siebie odległe, jak się wydaje. Moja muzyka to, powiedziałbym, pop alternatywny lekko haczący o retro. Podobnie piosenki na „Dolce VitaM”. I gdy je wykonuję, to nie mogę tego nazwać nawet interpretacją, bo one gdzieś do mnie przynależą. Śpiewam je po swojemu.

Ale kiedy śpiewasz coś, co sam napiszesz, to nie masz wrażenia, że lepiej Cię to wyraża?

Na tej płycie są utwory z lat 60., a ja śpiewam je dziś. Czuję się jednak tak samo, jakbyś ty przyniósł mi teraz tekst z melodią i poprosił o wykonanie. To nie mój utwór, ale każdy potem by mówił: „to jest piosenka Jarka”. Traktuję te włoskie utwory, jakby ktoś mi je właśnie dał.

Czy jest za wcześnie na pytanie o kolejne projekty?

Żyję teraz tą muzyką. Niektórzy mówią: „Nagraj drugą taką płytę, bo tu nie wszystkie piosenki się znalazły”. Ale ja nie chcę być artystą tylko projektowym. Chcę spełniać się również poprzez swój repertuar. Mam już sześć swoich piosenek, które chciałbym umieścić na albumie za jakieś półtora roku, ale na razie… śpiewam po włosku.

 

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.