Lohengrin u progu totalitaryzmu

19.06.2018
fot. Clive Barda

DR JACEK KORNAK: Nowe inscenizacje oper Richarda Wagnera są zawsze z niecierpliwością wyczekiwane przez melomanów. Tutaj poprzeczka jest zawsze ustawiona wysoko, a wszystkie bilety są najczęściej wyprzedane wiele miesięcy przed premierę. Tak też było w przypadku najnowszej produkcji Royal Opera House “Lohengrin”. Opera ta miała swoją premierę w Waimarze w 1850 roku. Wagner oparł swoje libretto na średniowiecznych motywach historycznych połączonych z elementami mitologicznymi. Udało mu się stworzyć romantyczną operę, które w przeciągu kilku dekad stała się ikoną swojego gatunku.

Ostatnia produkcja “Lohengrina” w ROH pochodziła z 1977 roku, zatem najwyższy czas na nową inscenizację. Nowego “Lohengrina” dla Opery Królewskiej przygotował David Alden. Ten amerykański reżyser potraktował “Lohengrina” jako historyczną lekcję. Akcja jest osadzona w czasach międzywojennych, gdzie na gruzach dawnego imperium ludzie poszukują nadziei na nadchodzące czasy. Alden ukazuje jak z tych nadziei wyrasta zagrożenie totalitaryzmem. Bardzo ciekawa jest tutaj scenografia Paula Steinberga nawiązująca do ruin niemieckich XIX budowli, są tutaj też stylistyczne nawiązania do Jugendstilu. Jednak produkcja Aldena ma też swoje słabe strony. Aktorstwo momentami, a szczególnie w trzecim akcie, wydaje się niedopracowane. W scenie otwierającej ten akt Elsa i Lohengrin chodzą wokół łóżka i nie bardzo wiedzą, co mają robić. Brak tutaj też wyraźnej konkluzji, a sceny przechodzą jedna w drugą bez wyraźnej linii narracyjnej.

Natomiast muzycznie niewiele można zarzucić tej produkcji. Pod batutą Andrisa Nelsonsa orkiestra Royal Opera House brzmiała rewelacyjnie. Nelsons świetnie zna tę operę i to się czuje. Ma on zmysł dramaturgiczny, ale też wizję całości. Świetnie buduje on napięcia, ale też wydobywa piękne sola instrumentów dętych drewnianych, które innym dyrygentom często giną w masywnej orkiestracji Wagnera.

W tytułowej roli wystąpił Klaus Florian Vogt. To dość specyficzny tenor o lirycznej, młodzieńczo brzmiącej barwie głosu. Vogt świetnie się czuł w tej roli. Było słychać, że wykonywał ją naturalnie. Miał on wyraziste brzmienie i potrafił oczarować swoim sposobem frazowania, idealną dykcją. Jednak były też momenty gdy jego głos miał miałkie brzmienie i nie był w stanie oddać dramatyzmu muzyki. Za to idealnie wypadł Zeppenfeld w roli Króla Henryka. Jego wykonanie był ekspresyjne, każda fraza pełna znaczeń i emocji. Bardzo dobrze wypadła też Jennifer Davis, która debiutowała w roli Elsy. Ta młoda śpiewaczka była wielką niewiadomą tej produkcji. Z początku jej głos brzmiał trochę niepewnie, w wyższych rejestrach słychać było vibrato, ale dodawało to tej roli pewnej kruchości. Natomiast w trzecim akcie Davis śpiewała dramatycznie i pewnie. Myślę, że śpiewaczka ta udowodniła, że nie jest zaledwie młodą artystką z potencjałem. Davis jest już dojrzałą gwiazdą operową, która może konkurować z wybitnymi interpretatorami wagnerowskimi.

Pewnym rozczarowaniem była Christine Goerke, która wcieliła się w postać Ortrud. Goerke to bardzo doświadczona śpiewaczka o mocnym dramatycznym głosie i ta rola wydaje się idealna dla niej. Jednak często w wysokich rejestrach jej głos był zbyt wibrujący a w niskich brak było barw i fragmenty brzmiały niemal jak monologi. Oczywiście Goerke imponowała mocą swojego głosu, ale jeszcze kilka lat temu ta sama śpiewaczka brzmiała znacznie lepiej.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.