Marta Chlebicka: Potrzebujemy kulturalnego społeczeństwa

22.04.2019
fot. arch. artystki

W maju Marta Chlebicka będzie dopiero zdawać maturę. Jest muzykiem na początku artystycznej drogi. Ale jednocześnie miała już okazję uczestniczyć w wydarzeniach muzycznych – o które właśnie chciałem ją zapytać – a w których nie każdemu muzykowi jest dane wziąć udział. Marta miała okazję osobiście je – od środka – poznać.

Władysław Rokiciński: Jesteś uczennicą szkoły muzycznej, osobą bardzo młodą...

Marta Chlebicka: Ale rok 2019 jest już ostatnim, kiedy to będę się jeszcze kształcić w murach i zgodnie z programem szkoły muzycznej II stopnia. Od kwietnia do czerwca czekają mnie egzaminy na uniwersytety muzyczne w kraju, jak i poza jego granicami. A pomiędzy tymi egzaminami, w maju – jako przerywnik – egzamin maturalny! 

W roku 2018 spotkało Cię coś, co uczniom szkół muzycznych nie zdarza się tak na co dzień: wygrałaś konkurs TVP o tytuł Młodego Muzyka Roku.

To prawda: w trakcie nauki w OSM II st. im. Zenona Brzewskiego w Warszawie miałam przyjemność uczestniczyć w telewizyjnym show „Młody Muzyk Roku 2018”. Pamiętam dobrze ten dzień, kiedy Pani Dyrektor powiedziała mi, że zostałam wytypowana do uczestnictwa w tym konkursie. Byłam bardzo szczęśliwa, bardzo dumna z siebie i ogromnie podekscytowana! Dla młodego, grającego człowieka, taka propozycja to możliwość pokazania się szerszej publiczności (nie tylko „fletowej”), to docenienie jego muzycznych, wieloletnich starań.

Ale chwilę później przychodzi czas zastanowienia i wyboru: co zagrać??? I wtedy, gdy jest się ograniczonym regulaminem – który wprowadza sztywny rygor, który ogranicza czasowo i repertuarowo (bo nie każdy utwór nadaje się do show) – zaczyna być nieciekawie. Utwory na flet mają swoją charakterystykę i żeby wybrzmiały tak, jak mają wybrzmieć, muszą być zagrane w całości, czyli ok. 30-40% dłużej, niż założył sobie producent przedsięwzięcia. Zresztą każdy utwór muzyczny w założeniu stworzony został po to, żeby wysłuchać go w całości. A później jeszcze kłębek myśli: jak jury porówna mnie z fortepianem, puzonem, skrzypcami…?? Jak?! I w co ja się ubiorę?? Proszę mi uwierzyć, że same przygotowania do konkursu, a przede wszystkim wybór repertuaru zrobił (przynajmniej u mnie) emocjonalne spustoszenie.

Jak było potem, już w czasie konkursu?

Przebieg i formuła konkursu o tytuł MMR jest ogólnie znana, więc nie będę o nich opowiadać. Ale powiem o chwili, w której wyczytywane jest twoje nazwisko, jako zwycięzcy. To moment, którego nigdy w życiu nie zapomnę. To burza uczuć, to szczęście i niczym nieskrępowana euforia. Trochę niedowierzania, chwila na reset i – byłam już pewna, że to ja. Statuetka ląduje w moich rękach i już na zawsze tam pozostanie. To pewne. Jestem zdobywcą tytułu Młodego Muzyka Roku i tego już nic nie zmieni.

Ale to nie tylko radość, prawda? Ten tytuł coś znaczy, do czegoś zobowiązuje…

Tak, ta wspaniała statuetka, oprócz życiowych apanaży, niesie ze sobą ogromne zobowiązania. Nie myślę tutaj o zobowiązaniach programowych typu: wywiad w TV, występ w TV itp., które po pewnym czasie też stają się brzemieniem zwycięzcy. Mam na myśli coś takiego: gdziekolwiek pojawiasz się na wydarzeniu muzycznym, w którym musisz konkurować z innymi, to nie jesteś Martą Chlebicką, jesteś wtedy MMR, od którego wymaga się nieskazitelności w grze, przygotowania na 150% oraz faktu, że musisz być tą najlepszą. Wtedy jestem tą osobą, której nie wybacza się potknięć i chwil słabości. To potęguje stres. A przecież ja jestem normalnym człowiekiem, który ma swoje lepsze i słabsze chwile. Uczestnikiem, który może się pomylić, który w ferworze gry może mieć potknięcia, jak każdy koncertujący muzyk. To przeświadczenie i te oczekiwania są najcięższą próbą i wielkim wyzwaniem dla zwycięzcy tak prestiżowego konkursu. Z tym wyzwaniem trzeba poradzić sobie jak najszybciej – dla własnego życiowego komfortu. Ja już sobie z tym poradziłam i całkiem nieźle się teraz czuję.

Konsekwencją zwycięstwa w konkursie krajowym było to, że reprezentowałaś Polskę na Eurovision Young Musicians 2018 w Edynburgu. Nie odniosłaś tam sukcesu, ale mogłaś się przyjrzeć od środka, jak działa tego typu impreza...

Pozwolę sobie nie zgodzić się z tezą, że nie odniosłam tam sukcesu. Gdyby potraktować to w kategorii zero-jedynkowej, to zgoda – nie odniosłam sukcesu. Ja patrzę na to przez inny pryzmat. Osobiście traktuję sam wyjazd i możliwość zaprezentowania swojego kraju, jako mój ogromny sukces. Jako sukces mojej pani profesor Beaty Kierzkowskiej, jako sukces mojej szkoły: OSM II st. im. Z. Brzewskiego w Warszawie, jako sukces mojej pani profesor–akompaniator Hanny Sosińskiej-Kraski, a także sukces wszystkich dobrze życzących i przychylnych mi ludzi. Znalazłam się tam w wyniku weryfikacji przeprowadzonej przez znamienite jury, któremu głębokiej muzycznej wiedzy i znajomości szeroko pojętej branży muzycznej – nie można odmówić. To wspaniali artyści, koncertujący na co dzień, więc wiedzą, co mówią i czynią.

Tak, masz rację: sam udział w konkursie, to już sukces, niewątpliwie. Miałem na myśli ostateczną klasyfikację konkursu, przepraszam.
Wracając do mojego pytania: przyjrzałaś się konkursowi od środka, jako jego uczestniczka – i jakie wrażenia?

Sama organizacja konkursu w Edynburgu odbiegała od tych, do których byłam przyzwyczajona. Odbiegała też od wcześniejszych edycji, które odbywały się w innych krajach. Dla mnie było za bardzo „surowo”, za bardzo powściągliwie i dyplomatycznie. Brakowało mi wspólnych spotkań z uczestnikami, poza zdjęciem i symboliczną lampką wina (dla pełnoletnich) w lobby Festival Theatre. To był miły akcent, ale na tym koniec. Brakowało mi spotkań integracyjnych, które wniosłyby radosnego ducha międzynarodowej wspólnoty muzycznej, a które były obecne w poprzednich edycjach. Wiem, bo rozmawiałam z ich uczestnikami. Gdybyśmy nie mieszkali w jednym hotelu, to nawet nie widywalibyśmy się w drodze na posiłki.

Ponadto, właśnie w 2018 roku, powrócono do dodatkowego sita weryfikacyjnego, jakim był półfinał. W mojej ocenie (i mówię to bez względu na wynik, który można by bez półfinału osiągnąć), to bardzo zły pomysł. To pomysł, który nie dał równych szans wszystkim uczestnikom, którzy zapewne inaczej zaprezentowaliby się z orkiestrą i sprawiliby ogromną frajdę słuchaczom na sali koncertowej oraz przed telewizorami. Śmiem twierdzić, że wtedy wynik konkursu mógłby być zupełnie inny.

Dlaczego taka sroga ocena tego półfinału?

Przede wszystkim, przesłuchania półfinałowe były na innych zasadach, niż te w przeszłości. W 2016 roku półfinałów nie było, a w roku 2014 były, ale punkty z nich sumowano, natomiast zwycięzca był wyłoniony podczas finału, w którym zagrali wszyscy muzycy, inaczej niż było to w Edynburgu.

O konieczności uczestnictwa w półfinałach dowiedziałam się kilka miesięcy przed wydarzeniem i znowu rozpoczęło się poszukiwanie utworu, który spełni wymogi regulaminowe. To wyczerpujące, zwłaszcza w momencie, gdy twoja głowa przyzwyczaiła się już do myśli, że jedziesz tam, aby zagrać z orkiestrą ten jedyny utwór. Jednocześnie muszę dodać, że półfinałowe zmagania odbywały się w sali, która delikatnie mówiąc nie była przyjazna dla fletu. Niektórzy powiedzą, że „się czepiam” i tłumaczę z wyniku, ale grający na dętych wiedzą, o czym mówię, a nieświadomym choć trochę to rozjaśnię. Akustyka nie sprzyjała mojemu instrumentowi, a w sali brakowało odpowiedniej wilgotności, która podczas grania jest czynnikiem kluczowym. W pewnym momencie po prostu czujesz suchość w ustach, która jest „zabójcą” dźwięku. Mówię o tym, mając przeświadczenie, że wszyscy mieli prawie takie same warunki do gry i wszyscy zagrali najlepiej, jak umieli zagrać w tamtym czasie.

Konkursy Eurowizji dla młodych muzyków to „młodsze rodzeństwo” Konkursu Piosenki, który ma się świetnie, „dożył” już wieku średniego i gromadzi ogromną publiczność i w miejscu jego realizacji, i przed telewizorami na całym świecie. Ma swoich bezwzględnie mu oddanych fanów. Czy w takim razie konkurs jak ten w Edynburgu – ma sens? Jak oceniać uczestników, grających na tak różnych instrumentach?

Patrząc z boku, jako widz, można mieć wątpliwości i można sobie zadać pytanie: czy lepiej zagrał saksofon, czy fortepian, czy skrzypce, itd.? Jak to ocenić, kto był lepszy, kto miał trudniejszy utwór, a kto piękniej zagrał wybrany repertuar? To zawsze pozostanie kwestią upodobań i osobistych preferencji muzycznych, a suwerenną decyzję podejmie jury.

Ale sam fakt organizowania tego typu przedsięwzięć uważam za ważny i potrzebny element przekazu i kształtowania życia kulturalnego. Dopóki przynosi to ludziom radość, zadowolenie, dopóki będzie miało oglądalność i będzie się cieszyło zainteresowaniem, dopóty będzie to potrzebne. W mojej ocenie każda forma pozytywnego przekazu, która jednocześnie nie emanuje ewidentną komercją i niepotrzebnym blichtrem, ma swoją pozytywną rolę w budowaniu kulturalnego społeczeństwa, którego w obecnych czasach potrzebujemy coraz bardziej. Dopóki ktoś „nieprzekonany”, przekonywać się będzie do muzyki poważnej za pośrednictwem takich wydarzeń, to naprawdę warto.

Jak oceniasz konkurencję w Edynburgu?

Wszyscy, którzy przystąpili do konkursu, to wspaniali, utalentowani, młodzi ludzie, których darzę ogromnym szacunkiem. To ludzie, którzy tak samo jak ja przyjechali do Edynburga, aby pokazać się z jak najlepszej strony, zagrać najlepiej, jak się tylko potrafi. Każdy z nas jest bardzo dobry w grze na swoim instrumencie, ale jak już wcześniej wspominałam, formuła konkursu pozwala wyłonić tylko jednego artystę, który akurat trafił w repertuar, który miał bardzo dobry dzień i który przypadł do gustu jurorom. Tamtego dnia był to Ivan Bessonov, któremu szczerze gratuluję, bo jest naprawdę wspaniałym pianistą. Muszę jednocześnie dodać, że przegrana (inaczej: nie zdobycie głównej nagrody) w tym konkursie nie dyskredytuje, nie przekreśla nabytych już umiejętności gry na instrumencie u żadnego z uczestników, nie zamyka drogi przed dalszym rozwojem. Nikt z nas, uczestników, nie utracił nagle swoich walorów i nikt nagle nie spadł w rankingach gry na instrumencie. Jesteśmy muzykami, którzy mają dopiero artystyczne życie przed sobą (choć to dotychczasowe było już baaaaaaaaaardzo intensywne i aż strach pomyśleć, co będzie dalej).

A jak oceniasz swój pobyt w Edynburgu od strony mniej oficjalnej: atmosfera, nowe przyjaźnie, może jakieś nowe projekty muzyczne?

Wspominałam, że czasu na zawiązywanie przyjaźni było niewiele. Generalnie czasu pilnował Kierownik Redakcji Muzyki i Widowisk Artystycznych TVP Kultura pan Michał Warchoł, który z ramienia TVP opiekował się nami podczas pobytu w Edynburgu. Muszę przyznać, że uczciwie zarobił na swoją pensję.

Wracając do istoty pytania: jedynym miejscem, w którym można było pogadać, była stołówka, w której jadaliśmy wspólnie z innymi mieszkańcami kampusu. Trwało to zwykle około pół godziny, a później już tylko zaplanowane na daną godzinę przejazdy do sal prób, próby w określonych godzinach, wywiad o określonej godzinie itd. itp. Co mogłam sobie wygospodarować, to wygospodarowałam. O zawiązywaniu przyjaźni ciężko powiedzieć, ale o nowych znajomościach już tak. Wielkich projektów muzycznych nie omawiałam, ale nie ukrywam, że dostałam trzy kontakty do poważnych europejskich uczelni, na których chętnie by mnie widziano jako studentkę klasy fletu.

Masz już jakiś plan na dorosłość? Tę muzyczną.

Rok 2019, to dla mnie rok wielu trudnych egzaminów i trudnych wyborów. W kwietniu zdaję egzaminy do Hochschule für Musik w Bazylei w Szwajcarii. W maju egzamin maturalny, który, wiadomo, traktuję priorytetowo. W czerwcu egzaminy do Hochschule für Musik we Freiburgu w Niemczech, a także do Akademii Muzycznych w Gdańsku i w Łodzi. Jeśli uda mi się zdać egzaminy do wszystkich tych uczelni, to będę miała ciężki wybór (chociaż mam już swoją jedynkę, ale to tajemnica). Bardzo chciałabym przyswoić jak najwięcej wiedzy od profesorów, którzy uczą na wskazanych uczelniach. Dopiero jej zastosowanie pozwoli mi być najlepszą z najlepszych, a w konsekwencji dawać więcej przyjemności moim słuchaczom. Gdzieś „z tyłu głowy” mam plan na muzyczne życie, ale grzechem byłoby go wyjawić, bo wymaga jeszcze wielu spotkań i ustaleń. Na chwilę obecną jedyny plan to koncerty, konkursy i dużo nauki.

Jesteś flecistką, choć nie tylko. Instrument to poręczny, łatwy do przenoszenia, nie ma porównania z takimi gigantami, jak fortepian, czy wiolonczela nawet. A jakie daje możliwości muzykowi? Jak zachęciłabyś rozpoczynających edukację muzyczną, by wybrali ten właśnie instrument?

Oczywiście, że flet nie jest porównywalny gabarytowo z tymi „gigantami”. Ten niepozorny, mały instrument kryje jednak w sobie ogromne możliwości. Przede wszystkim szeroka paleta brzmieniowa. Od delikatnych, subtelnych tonów, przez ciemne, mroczne, aż do mocnych i jaskrawych. Flet jest również instrumentem, na którym wykorzystuje się wiele technik wykonawczych. We współczesnych kompozycjach możemy usłyszeć granie ze śpiewaniem, stukanie palcami o klapki, granie na samej główce, czy fletowy beat-box, a to tylko nieliczne z nich... Myślę, że ta różnorodność sprawia, że jest to instrument bardzo ciekawy i wart zainteresowania. Mimo że jest bardzo trudny do „ogarnięcia” – bo grając, trzeba jednocześnie połączyć ze sobą kilka elementów: pozycja, prawidłowy oddech, odpowiednie trzymanie fletu, chwyty, zadęcie, dobre podparcie i wiele, wiele innych – to radość podczas grania na nim jest warta całej tej ciężkiej pracy.

Jakie masz najbliższe plany koncertowe? Może chciałabyś zaprosić czytelników wywiadu na jakieś wydarzenie?

Moim ostatnim – do czasu egzaminów – wydarzeniem koncertowym jest mój recital dyplomowy, który odbędzie się 23 kwietnia o godzinie 17 w sali koncertowej mojej szkoły. Nie mam tylko pewności, czy wywiad ukaże się przed moim recitalem. Jedno mogę obiecać: takich możliwości będzie jeszcze mnóstwo, więc nic straconego. 

Bardzo dziękuję za poświęcony nam czas.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.