Martin Lawrence znaczy przeznaczenie

24.02.2016
<p>fot. Radek Rakowski</p>

VANESSA ROGOWSKA: Czym jest obfitość w muzyce? Komu się udziela i dlaczego? Jak ma się do niej jedność wynikająca z długoletniej przyjaźni? Na te pytania mógł odpowiedzieć sobie uczestnik koncertu tria Martin Lawrence, które 5 lutego zainaugurowało obchody osiemnastych urodzin poznańskiego klubu jazzowego Blue Note. Pod nazwiskiem afro-amerykańskiego aktora znanego między innymi z celującego filmu Spike`a Lee „Rób co należy” ukryło się trzech przyjaciół: Ambrose Akinmusire na trąbce, Mike Aaberg na instrumentach klawiszowych i Thomas Pridgen na perkusji.

 

Spotkali się na wakacyjnych kursach w Berkeley jako dzieci i od tego czasu ich muzyczne drogi ciągle się krzyżowały, choć każdy z nich niezależnie prowadzi od nastoletnich czasów urozmaicone i spełnione życie artystyczne. Tym razem stworzyli nową jakość opartą o indywidualne doświadczenie wymykające się jazzowej estetyce. Głównie za sprawą perkusisty Thomasa Pridgena, który należy do doświadczonych pogromców rockowego uderzenia (Mars Volta, Suicidal Tendencies): pełnego estetyki i witalności, uszeregowanego i budzącego podziw zebranej publiczności. Częste improwizacje perkusisty nadały bieg muzyce i pomogły odkształcić wewnętrzne wrażenie, jakie mogła wnieść obecność trębacza Ambrose Akinmusire. Jako najbardziej rozpoznawalny muzyk w tym składzie nie dominował ani dźwiękiem ani obecnością. Jego brzmienie tym razem zostało nieco wytłumione; komentowało relacje rytmu i harmonii instrumentów klawiszowych. Sola dalekie od liryzmu czy wysokich rejestrów przeplatały się z przestrzeniami, jakie na klawiszach Hammonda, Fendera generował introwertyczny Mike Aaberg.
Statyczny muzyk żonglował różnorodnymi brzmieniami i efektami elektronicznymi jako główny twórca repertuaru tria. Jego zabiegi otwierały głębszą przestrzeń do improwizacji oraz nadawały zmiennego kolorytu i energii kompozycjom. Muzyka, której inspiracją było różnorodne muzyczne środowisko San Fransisco Bay Area oraz jego adaptacja na przestrzeni lat sięga źródeł jazzu lat 70. ubiegłego wieku. Jednak w wypadku tria generuje w sobie obecne wpływy muzyki z rockiem czy hip-hopem włącznie. Mimo to koncert skończył się bardzo tradycyjnie wykonanym standardem Tenderly jako powrót do praprzyczyny.

 

Po dziewięciu europejskich koncertach Martin Lawrence zapewne zdobył nowe doświadczenie i odzew publiczności, które pomogą utrwalić muzykę na płycie w niedługim czasie.
Wypada dodać, że polskim akcentem w wydarzeniu jest wykonanie minimalistycznego projektu graficznego trasy koncertowej przez młodą studentkę z Katowic Marię Jarzynę.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.