Nigdy nie ma nudy na festiwalu

14.07.2016
<p>Lucas Navarro podczas kursów mistrzowskich. Uczestnicy kursów wyjeżdżali z „wielkimi głowami”. Przyswoić tyle informacji w tak krótkim czasie? Prawie niemożliwe. Niektórzy robili notatki. Większość deklarowała, że za rok znów przyjedzie</p>

– Tu zawsze się coś dzieje. I nic mnie już nie zaskakuje, wpisuję to specyfikę festiwalu – mówi Michał Mogiła, prezes Stowarzyszenia Artyści Zdolni do Wszystkiego, które organizuje Lubuski Festiwal Muzyczny. W tym roku spędziłam kilka dni w Zielonej Górze i okolicy, nie tylko obserwując zmagania uczestników Master Classes instrumentów dętych (i altówki), nie tylko słuchając muzyki, ale także prowadząc cykl koncertów dla najmłodszych miłośników muzyki. To niepowtarzalne doświadczenie – być jednocześnie gościem i współsprawcą festiwalu. Zmienia się perspektywa i stopień zaangażowania. Na koniec postanowiłam jednak wrócić do swojej zasadniczej roli – patrona medialnego, dziennikarza i porozmawiać z głównym organizatorem…

Kinga A. Wojciechowska: Sprawdziłam – rozmawialiśmy dokładnie dwa lata temu. Wtedy razem z Krzyśkiem Tymendorfem i kilkunastoma innymi artystami, pełni entuzjazmu, na przekór ekonomii, zakładaliście Stowarzyszenie. Ale to nie były Wasze początki, bo już wtedy mówiłeś, że od ponad pięciu lat aktywnie promujecie muzykę klasyczną w województwie lubuskim, a w sumie to w całej Polsce. Coś się zmieniło przez te dwa lata?
Michał Mogiła:
Dużo się zmieniło. Poszliśmy do przodu, jeśli chodzi o organizację i rangę artystów. Na początku większość koncertów graliśmy sami. To były nasze zespoły, ludzie ze Stowarzyszenia, muzycy, z którymi się znamy. I zawsze trzymaliśmy poziom. To ważne, bo potem zaprosiliśmy oboistę Berlińczyków, Christopha Hartmanna. A w tym roku przyjechał do nas oboista jednej z najlepszych orkiestr świata, Royal Concertgebouw, Lucas Macias Navarro – to nazwisko, które zna każdy oboista. Z czasem rozrosły się nasze kursy. Zaczęło się od kursów obojowych, ale od początku snuliśmy plany, żeby zrobić duże kursy. Rok temu doszedł klarnet, a teraz – altówka i flet. No i dołożyliśmy jeszcze konkurs, bo mało, a może wcale nie ma konkursów dla dętych zespołów kameralnych. I zgłosiło się 12 zespołów z całej Polski. Z najlepszych uczelni, więc poziom był bardzo wysoki.

I pierwszy raz mamy Lubuski Festiwal Muzyczny – który odbył się nie tylko w Zielonej Górze.
Bo pierwszy raz w tym roku zorganizowaliśmy cykl koncertów socjalnych. Trochę wbrew utartym ścieżkom. Chcieliśmy zrobić coś dobrego nie tylko u nas, ale w regionie, stąd granie w Gubinie, w domu dziecka. Te emocje, ciepło, to było spełnienie idei, dla której tworzyliśmy Stowarzyszenie. Bo te dzieci nie mają zbyt częstego kontaktu z muzyką klasyczną, może wcale go nie mają, a odbiór był żywy, pełen emocji, dzieci komentowały na bieżąco, angażowały się. Zresztą wiesz, byłaś tam z nami. I fantastyczne było podejście całej administracji – na pewno się nie widzimy ostatni raz. Wiesz, nie wszystko w kulturze robi się po to, by się promować: to, jak się gra, jakim się jest muzykiem. Czasem robi się coś dla innych. Może to kwestia wieku, ale czasem trzeba zrobić coś dobrego. I to dobro wraca, choć może brzmi to sztampowo.

Lucas Macias Navarro podczas próby z Zielonogórskimi Filharmonikami i dyrygentem Janem Miłoszem Zarzyckim. Koncert odbył się 3 czerwca. Tego wieczoru zjawiskowo zagrał także skrzypek Kamil Zawadzki. Na końcu tego tekstu znajdziesz moje muzyczne odkrycie, którego na bis dokonał dla mnie Kamil.

Owszem, trzeba robić coś dla innych, ale przecież chęci i pomysły nie wystarczą. Muzyk musi do tych Głogowów i Rzepinów pojechać, musi się przygotować, poćwiczyć, zdobyć nuty, no, wszystko zorganizować i opłacić.
I na początku wystarczał nam budżet Stowarzyszenia, bo dotacje były mniejsze. Na szczęście każdy z nas jest aktywnym zawodowo muzykiem. Pracujemy – czy na etatach w Filharmonii Zielonogórskiej, czy przy innych projektach. Ale mamy nadzieję, że miasto widzi tę naszą pracę w Stowarzyszeniu. Coraz łatwiej jest nam też zaprosić artystów z branży z muzyki klasycznej, znanych szerokiej publiczności. Entuzjazm nas nie opuszcza. Festiwal jest ruchomym przedsięwzięciem, ale nauczyliśmy się z nim obchodzić.

W tym roku mieliśmy IV Lubuski Festiwal Muzyczny. A dwa lata temu był III Międzynarodowy Kurs Mistrzowski dla Oboistów i Klarnecistów. Coś mi nie pasuje. Co było w 2015 roku?
Braliśmy ślub [śmiech]! Karolina, moja żona, i ja jesteśmy oboje w Stowarzyszeniu, oboje jesteśmy aktywnymi muzykami. Bez motywacji z jej strony nie wiem, czy miałbym taką siłę i cierpliwość do działania. Jej energia jest zaraźliwa. Razem wymyślamy, planujemy kolejne projekty. Ja chcę mieć wszystko dobrze poukładane. Może dlatego mamy już wyrobioną renomę. Wszyscy wiedzą, że nasze kursy są dobrze zorganizowane. To dla nas potwierdzenie, by nie schodzić z poziomu. W tym roku konkurs był dużym testem. Sfinansowaliśmy go poprzez stowarzyszenie.

Jakie zespoły przyjechały?
Dęte zespoły kameralne – blaszane i drewniane, od duetu do kwintetu.

Duży rozrzut.
Tak, takie było założenie, ale przyjechały głównie kwartety i kwintety. Z Warszawy, Krakowa, Wrocławia i Katowic.

A jak się dowiedzieli?
Przez promocję na Facebooku, przez osobiste kontakty i przez zaprzyjaźnioną stronę przesłuchania.com. Byli też partnerzy, którzy nam pomagali – Manufaktura Orłowski czy Twój magazyn i portal. Cieszy nas, że nie musimy prosić o pomoc, to się po prostu dzieje. Ludzie się sami przyłączają. A zaczynałem sam od podstawowego kursu obojowego…

W domu dziecka w Gubinie. – Good job dyrektorka, good job – powiedział po koncercie największy łobuz – wychowanek placówki. I to był dla nas największy komplement. Ale także – sublimacja naszych działań – muzyków w Stowarzyszeniu i moich – jako redaktor naczelnej magazynu popularyzującego sztukę wysoką. Koniec końców chodzi o udział, o emocje, które budzi muzyka w nas i o wspólne przeżywanie piękna.

Czegoś dobrego nie da się zrobić w pojedynkę.
Albrecht Meyer mówił, że jak ktoś zaczyna coś robić, coś daje z siebie, to wywiera wpływ na otoczenie  i ludzie to widzą, chcą się utożsamiać z ideą,  pomysłem,  projektem, który może stać się ich częścią. Od okresu studiów miałem szczęście, bo otaczali mnie mądrzy ludzie, od których się uczyłem – najpierw artystycznie – sam się rozwijałem. Miałem profesora Tomasza Miczkę (rektor akademii w Katowicach), który mnie nauczył profesjonalizmu w graniu, planowaniu, organizowaniu. Dużo mnie nauczył Christian Hommel – artysta, a jak świetnie zorganizowany! Potocznie artyści są postrzegani jako osoby, które sobie nie radzą w sprawach życiowych. Panuje taki stereotyp: „Pracujesz w Filharmonii? To da się z tego żyć?” A ja widzę, że można tą pracą dojść do sukcesów. Choćby nas tylko wzbogacały duchowo. Gdy poznałem ludzi w Zielonej Górze, myślałem, że tu się nic nie dzieje. A tu – proszę ludzie z tria – świetni! Moi przyjaciele, wspaniali muzycy Jarosław Podsiadlik  i Rafał Dołęga. Razem pracowaliśmy nad kursami.
Karolina zaczynała tu od początku, a od III kursu jej udział jest bardzo silny. I flecista Filharmonii Narodowej na warsztatach – to jej wkład!
No i Krzysztof Tymendorf. Można powiedzieć, że jest naszym największym motywatorem w stowarzyszeniu – wierzę, że jeszcze nas zaskoczy wieloma wspaniałymi ideami. Jego pomysły  i zaangażowanie budowały każdy kurs i tegoroczny festiwal, choć w tym samym praktycznie czasie organizował swój festiwal w Gdańsku [Euro Chamber Festival – przyp. KAW]. Przy tej okazji dziękuję mu za to, że od początku przeznacza wszystkie siły na rzecz rozwijania naszego stowarzyszenia.
Chciałbym w przyszłości rozbudować festiwal. II edycję konkursu zrobić na jeszcze wyższym poziomie. Mam nadzieję, że starania zauważą inni sponsorzy. Że dołączą do nas ludzie, którym odpowiada nasza idea i na sercu leży rozwój regionu. Już nas wspiera marszałek województwa ale i sponsor prywatny – firma Kubiak.

A współpracujecie też ze swoją Filharmonią?
Oczywiście! Chciałbym przede wszystkim podziękować dyrektorowi Filharmonii Zielonogórskiej prof. Czesławowi Grabowskiemu za pomoc i zaufanie, jakim mnie obdarzył.

Fragment wywiadu z Czesławem Grabowskim przeczytasz TUTAJ, a całość – w Presto #15.

Dzięki współpracy z Filharmonią mieliśmy przyjemność wysłuchać Christopha Hartmanna, Lucasa Maciasa Navarro występujących jak soliści z Filharmonikami Zielonogórskimi. Dzięki temu publiczność Zielonej Góry i okolic miała szansę posłuchać najlepszych oboistów Europy, a może i świata. To dla nas duma i radość a dla Filharmonii – też ogromna korzyść, że mogą gościć tak świetnych muzyków.
Znakomity był trzeci kurs mistrzowski, w którym również partycypowała Filharmonia. Zabrzmiała wtedy Symfonia koncertująca Mozarta, solistami byli Christoph Hartmann – obój,  Arkadiusz Adamski – klarnet, Rafał Dołęga – fagot i Maciej Baranowski – waltornia. Ten koncert zapadł mi na długo w pamięć.

Czegoś dobrego nie da się zrobić w pojedynkę. Od lewej: Karolina Maszk-Mogiła, Michał Mogiła, Grzegorz Sadowski, Rafał Dołęga, Laura Broll i Kinga A. Wojciechowska. Po ostatnim koncercie dla dzieci, w Miejskim Domu Kultury w Rzepinie. Emocje opadają, zostają wspomnienia i plany na następny rok.

Jak dbacie o ten coraz wyższy poziom?
Zawsze po imprezie omawiamy, co można poprawić, co nie wyszło super, a co można zrobić lepiej. Głęboko to przeżywamy, poświęcamy mnóstwo energii, ale pasja nas w tym trzyma. Zarażamy nią nowych partnerów. Od dwóch lat warsztaty odbywają się w szkole muzycznej w Głogowie – kursy fletowe, klarnetowe. Koncerty socjalne w ramach cyklu „Filharmonicy Zielonogórscy dzieciom” odbyły się w domach kultury w Nowej Soli, w Rzepinie i, jak w wspomniałem – w domu dziecka w Gubinie i właśnie w szkole muzycznej w Głogowie. Szukamy instytucji, które mają pomysł i chcą go zrealizować, ale przede wszystkim – chcą wyjść poza schemat: na przykład zaprosić znanych, dobrych  muzyków. Dla dzieci przyjazd Jarosława Podsiadlika, pierwszego klarnecisty z Zielonej Góry i Seweryna Zapłatyńskiego, pierwszego flecisty Filharmonii Narodowej do Głogowa to szansa na rozwój, poznanie nowych technik gry. To bardzo ważne. Współpracujemy z instytucjami, które widzą naszą pracę na co dzień. W grudniu odbędzie się koncert kolęd w Muzeum Ziemi Lubuskiej. Nie pierwszy raz, więc wiemy, jak niesamowita jest atmosfera tego koncertu! Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy na początku drogi, mamy nadzieję, że to co piękne, jeszcze przed nami.

***
A teraz wspomniane odkrycie muzyczne. Kamil Zawadzki – dziękuję!

https://www.youtube.com/watch?v=cDlW_fj2eoc

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.