Podzielmy się kolędą

24.12.2017
Podzielmy się kolędą

Zapalamy kolejne świeczki na adwentowym wieńcu. Pieczemy ciasteczka, lepimy uszka, wyciągamy z szafy eleganckie ubrania, umawiamy się z rodziną i… śpiewamy. Przeglądamy kantyczki, stroimy gitarę, smarujemy smyczek kalafonią. Przecież bez kolęd, bez muzyki, Święta nie miałyby tak niepowtarzalnej atmosfery. Dlatego w tym roku członkowie naszej redakcji postanowili podzielić się z Wami swoimi ulubionymi kolędami. Najprzyjemniej kolęduje się przecież w gronie przyjaciół.

Redakcyjny „plebiscyt” wygrała kolęda „Lulajże Jezuniu”. Taka prosta, tak zwyczajna, a wzrusza prawie każdego.
- Jest kołysanką, czymś co każda mama wymyśla dla swojego dziecka, nuci cichutko usypiając je. Niektórzy twierdzą, że muzyka w ogóle wzięła się z matczynego mruczenia dziecku do uszka – wyjaśnia Martyna Kaźmierczak. - „Lulajże Jezuniu” to kolęda w której Maryja jest po prostu mamą, a Jezus po prostu noworodkiem, takie uwyjątkowienie tego co najnormalniejsze.
- Nie mieszkam w Polsce już ponad dziesięć lat i ta kolęda nostalgicznie przenosi mnie do Polski i przypomina Święta, które kiedyś tam spędzałem – wspomina Jacek Kornak.
- Lulajże Jezuniu. - potwierdza Kinga Wojciechowska. - Nie tylko dlatego, że "w łatwym opracowaniu na fortepian" ma urocze, kojące umpa umpa w lewej ręce. Od niedawna także dlatego, że jest to ulubiona kołysanka mojej córki, Małej Lu. I to przez 365 dni w roku. Święta nam się więc nie kończą… I pomyśleć, że kiedyś listę otwierała "Bóg się rodzi", ze względu na moc w melodii i poezję słów.

Ksiądz Adrian Nowak proponuje, by kolędy „Lulajże Jezuniu” słuchać konkretnie w tym wykonaniu:

"Jam jest dudka" i "Mizerna cicha", to moje ulubione kolędy, bo ich kontrastowość dobrze wyraża moje cechy osobowościowe – twierdzi Maja Baczyńska. - "Jam jest dudka"... Rzadko włącza się ją w repertuar kolędowy, a przecież jest piękna. Żywa, skoczna, wpadająca w ucho. Ale mało kto ją zna i w tym tkwi cały problem. Oczywiście, takie wyzwanie jest dla mnie wprost idealne - śpiewać ludziom "...dudkę", aż polubią i zapamiętają!
Zaczęło się od egzaminu z kameralistyki i improwizacji zarazem, w szkole muzycznej. Moim profesorem był wówczas Marian Sawa, człowiek o złotym sercu, a do tego nietuzinkowy kompozytor, improwizator i organista. Jako pedagog okazał się tak inspirujący, że wszyscy jego uczniowie z marszu zaczęli komponować. Cóż, może niewiele miało to z improwizacją jako taką wspólnego, ale z pewnością było rozwijające i zajmujące. A czasem nawet konieczne. Wyobraźmy sobie bowiem, że aby zaliczyć przedmiot zwany "kameralistyką", musiałam mieć swój zespół. A ponieważ organiści obowiązkowe zajęcia z kameralistyki (a także z improwizacji) zaczynali jakoś później niż inne specjalności (i w sumie nikt nie wiedział czemu), to poza fagotem i jednymi skrzypcami już wiele możliwości manewrów w doborze składu mi nie pozostało. Tylko jak tu znaleźć repertuar na organy, fagot i skrzypce, no jak...?! Ano trzeba napisać. No to napisałam. A mój nieoceniony profesor, który nigdy się nie wtrącał zanadto do cudzych pomysłów, choć sam miał mnóstwo własnych, podpowiedział mi tylko dwie drobnostki - "Maja, zamień ze sobą te części, uzyskasz wówczas bardziej spójną formę" oraz "Dodaj tu nutę pedałową, uzyskasz ciekawszą harmonię". Zadziałało natychmiast. Tak działają widać porady mistrzów.
Na egzaminie zagrałam więc "Jam jest dudka" we własnej aranżacji na skrzypce, organy i fagot oraz "Mizerną, cichą". Ot, dla kontrastu.

Minęło ileś lat i zostałam poproszona o przygotowanie grupy dzieci do występu w przedszkolu. Od razu pomyślałam, aby wśród kilku znanych kolęd zaśpiewać również moją ",,,dudkę". Dzieci nauczyły się jej pięknie, ale czemu się dziwić, skoro ćwiczyliśmy nasz skromny repertuar do znudzenia. Pech chciał, że nie dojechałam na występ dzieci. Było mi smutno jeszcze długo po nim. A potem przyszedł czas Wigilii dla pracowników przedszkola i jakież było moje zdumienie, gdy...przyszedł św, Mikołaj! Oczywiście każdy z nas rozpoznał widoczne nad sumiastymi, białymi wąsami oczy naszej najodważniejszej i bodaj najbardziej dowcipnej koleżanki. Ale w niczym to nie przeszkadzało, abyśmy i my mogli poczuć się dziećmi. Kiedy św. Mikołaj poprosił mnie do siebie, oczywiście zażyczył sobie, że chce usłyszeć kolędę i to koniecznie "Jam jest dudka". "Ale wspólnie" - szybko ustaliliśmy, po czym zaproponowałam, aby wszyscy uderzali widelczykami o talerzyki do rytmu...No a potem był huk, ale kolęda poszła jak burza i dostałam swój prezent.

Mój dom to jest chyba jakieś zagłębie mało znanych wersji kolęd – śmieje się Maria Nowrot. - Próbuję nieraz znaleźć jakieś ich wykonania i okazuje się, że chyba ostatnie miejsce gdzie je widziano, to stare „Kantyczki z nutami”. Jest na przykład taka pastorałka "Paśli pasterze woły". Uwielbiam ją - za nietypową harmonię, za to dziwne wrażenie przestrzeni w muzyce... w tej wersji, w której śpiewamy ją z moją mamą, takiej kantylenowej i rzewnej. Ale ta wersja jest praktycznie nie wykonywana, popularność natomiast zyskała wersja spiska:

Brzmi zupełnie inaczej... i wiecie co? Teraz chodzę i to śpiewam. Po góralsku!

Jest też "Hej nam hej" bądź "Hej, hej weselmy się".. pastorałka dość mało znana, a tytuł chyba nie do końca ustalony. Lubię ją - tylko i aż za tekst. Cóż to musiała być za kapela! Ciekawa też jestem ile z opisanych postaci istniało gdzieś kiedyś w rzeczywistości.. Jakby nie było - z tą kolędą Święta po prostu muszą być wesołe.
TUTAJ znajdziecie tekst, nagrania niestety brak, Cały tekst, wraz z zapisem melodii, znajduje się w „Kantyczkach z nutami”.

Wigilia, choinka, zapach zupy grzybowej i makowca mojej Mamy... Smak ciasteczek w kształcie gwiazdek i serduszek. Rodzice, trzech młodszych Braci i oczekiwanie na Mikołaja. Zanim jednak pojawią się prezenty, śpiewamy i gramy kolędy – opowiada Anna Józefiak. - Każdy ma jakiś instrument: są cymbałki, mandolina, gitara, flet, organki i akordeon. Ten ostatni dominuje brzmieniem, najbardziej w chwili, gdy Tata zaczyna grać pierwsze dźwięki kolędy "Nie było miejsca dla Ciebie". Tata gra sam. My śpiewamy. Pełna smutku, żalu i czułości pieśń zawsze mnie wzruszała. Zwłaszcza słowa: "A teraz czemu wśród ludzi tyle łez, jęku, katuszy... / Bo nie ma miejsca dla Ciebie w niejednej człowieczej duszy..." sprawiały, że w oczach miałam łzy. Teraz, gdy po wielu latach na wieczerzę wigilijną to my z Mężem zapraszamy Rodziców i Braci do naszego domu, akordeon już nie gra. Za ciężki, by go dźwigać. Ale jest gitara. I prośba Taty i Teściowej - by zagrać i zaśpiewać o małym, bezbronnym Dziecku, które bezowocnie poszukuje miejsca w ludzkich sercach. I które tak często jest odtrącane.

Lata temu moja ukochana babcia śpiewała mi kolędę "Oj maluśki, maluśki" – wspomina Maja Baczyńska. - Wszyscy w domu wiedzieli, że to jej ulubiona. Była góralska, była skromna...była o wszystkim. Gdy dorosłam, a moja babcia zmarła, właśnie po tę kolędę sięgałam w Święta najchętniej. I odkryłam w niej wielką moc. Kiedy zaśpiewałam ją na zajęciach w przedszkolu, opiekunkom pociekły z oczu łzy. A gdy odwiedziłam w domu opieki stareńką przyjaciółkę mojej babci, jeszcze z czasów okupacji, i zaśpiewałam jej "Oj maluśki", powiedziała z całą mocą: "lubię ją!", nim zapadła w kolejną godzinę snu, który w jej wieku już się prawie nie kończy...Zanim jednak wyszłam, pozwalając jej zasnąć, przyrzekłszy wpierw kolejne odwiedziny, zaśpiewałam jeszcze kilka innych kolęd, a ona rzekła, ścisnąwszy moją rękę: "Dziękuję ci za żołnierską energię!". Po czym usnęła. Mam nadzieję, że ukojona brzmieniem "Oj maluśki" i wszystkich kolęd, jakie tylko śpiewamy z serca...

W rodzinie nigdy nie unikaliśmy tradycyjnych polskich kolęd – mówi Vanessa Rogowska. - Śpiewaliśmy je rodzinnie, po wigilijnej wieczerzy, ale potem wkraczała Ona – Mahalia. Jej głos przekonywał mnie o wszystkim, o czym śpiewała. O radości faktu Narodzenia Pańskiego także. Pianino, chór gospel i organy Hammonda do dziś są dla mnie najbardziej wiarygodną muzyką zaangażowaną duchowo. The Holy Babe”, to jedna z moich ukochanych kolęd. Znam ją z dzieciństwa. Z trzeszczącej, czarnej płyty z kolekcji mojego taty.

Odkryliśmy, że lubimy dużo zagranicznych kolęd. Joanna Makenzen ceni sobie czeskie kolędy, szczególnie Chtíc aby spal”, XVII wiecznego kompozytora, Adama Michny z Otradovic.

- Od lat jestem fanem tego człowieka i tej piosenki - twierdzi ksiądz Arian Nowak, polecając „Little drummer boy” w wykonaniu Johnny’ego Casha.

Anna Markiewicz ceni klasyczną, łacińską kolędę „Adeste Fideles”.

Martyna Kaźmierczak poleca zaś na Święta angielską pieśń Petera Warlocka Bethlehem Down”.

Życzymy Wam cudownych, rozśpiewanych Świąt!

Redakcja Presto

 
A Wy? Jakich kolęd słuchacie najchętniej? Czekamy na Wasze propozycje w komentarzach!

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.