Polskie Chicago w tempie Presto

29.03.2020
fot. M.B.

W pomieszczeniu kłębi się tłum. Głosy są podniesione, wszyscy próbują stanąć jak najbliżej obsługi, aby się dowiedzieć, co dalej robić. Nie co dzień spędza się trzy godziny w samolocie nad ranem, i to po nieprzespanej nocy na lotnisku, a następnie się słyszy, że jednak trzeba wysiąść.

Wkrótce się dowiemy, że lot został anulowany, a kolejny odbędzie się 24 godziny po planowanym wylocie. Szczęśliwie nie zatrzymał nas atak terrorystyczny, ale „jedynie” uszkodzona mechanicznie maszyna, która nie wzbiła się w powietrze. W takich warunkach łatwo nawiązują się nowe znajomości i wkrótce w miłej atmosferze wszyscy rozchodzimy się do hoteli. Każdy ma swoją historię i jest tu z innego powodu. Ktoś leci do Polski na leczenie, ktoś do ciężko chorej matki, ktoś jeszcze inny odwiedzał rodzinę na obczyźnie i teraz wraca, komuś właśnie się skończyło zezwolenie na stały pobyt, a jakiś Amerykanin zamierza szukać swoich polskich korzeni w Polsce. Jesteśmy na lotnisku O'Hare w Chicago.

Chicagowskie Podhale
Kiedy zdecydowałam się na trzecią podróż do Stanów, kierowałam się tylko jednym – chciałam poznać amerykańską Polonię, a w tym celu Chicago na wyjazd wydaje się wprost idealne, to właściwie „polonijna stolica”. To z tym miastem związali swoje losy Violetta Villas i zespół Lady Punk. Ci ostatni na stacji Quince nagrali nawet teledysk do swojego słynnego przeboju „Zawsze tam, gdzie ty”. A choć mit popularnego Jackowa kojarzonego w Chicago z Polakami już praktycznie przeminął, to wciąż można odnaleźć w mieście miejsca dla nas kultowe, wystarczy wymienić chociażby: Teatr Chopina, kościół Stanisława Kostki przy parku Pułaskiego, Dom Podhalan i Galerię Kenara (znanego z zakopiańskiej szkoły rzeźbiarskiej) lub uwielbianą knajpkę Podhalanka. To zresztą nie przypadek, że odnajdziemy tu tak wiele podhalańskich motywów – o górala w Chicago jest naprawdę nietrudno.

Kościuszko i Indianie
Jednak to nie miejsca tworzą niepowtarzalną aurę, ale ludzie. Niedaleko kultowego klubu jazzowego Green Mill mieszka dawny przewodnik tatrzański, podróżnik, który zjeździł Stany wzdłuż i wszerz oraz napisał na ten temat książki, fotograf Jerzy Skwarek. W pełnym albumów mieszkanku znajdziemy – już niemal historyczne – zdjęcia m.in. Violetty Villas, Anny Jantar i Skaldów. Zresztą synowi Andrzeja Zielińskiego ze Skaldów ślubu cywilnego udzielał mój przewodnik, urodzony w Stanach Daniel Pogorzelski, dzięki któremu Jerzego Skwarka poznałam. Podobnie jak wielu Polaków w Chicago Daniel świetnie mówi po polsku, pomimo że szkoły polskie działają z reguły tylko w soboty. Daniel przyczynił się do nadania kilku chicagowskim ulicom nazw odwołujących się do polskich patronów (m.in. imienia Ireny Sendlerowej i Jana Karskiego), a osobistości Polonii w Chicago i miasto zna jak mało kto. Choć po prawdzie tutaj trudno nie znaleźć polskich akcentów. Poza wspomnianymi wcześniej miejscami dla Polaków kultowe są tu także pomniki Tadeusza Kościuszki lub Mikołaja Kopernika, które stoją niedaleko Museum Campus, blisko głównych turystycznych obiektów, jak np. Planetarium Adlera, Field Museum, Soldier Field, poświęconego żołnierzom wszystkich wojen, i Shedd Aquarium, w którym można znaleźć najprawdziwszego białego wieloryba. Nikogo nie dziwi, że idąc dalej wzdłuż ścieżki spacerowej, znajdziemy posągi indiańskich wodzów; dla współczesnej historii Ameryki polskie wątki były równie istotne, jak przeszłość tragicznie pozbawionych swojej ziemi rdzennych mieszkańców. Stamtąd już tylko parę kroków do imponujących rozmiarów rzeźby „Agora” Magdaleny Abakanowicz; olbrzymie, naradzające się postaci z brązu wydają się idealnie dopasowane do wysokości okalających skwer wieżowców. Ameryka to świat, w którym wszystko jest duże – ludzie, budynki, odległości, parki narodowe, a nawet kaczki na jeziorze Michigan w centrum Chicago.

Bilard z Tomem Cruisem
Wraz z Danielem odwiedzam wiele „polskich” domów, wśród nich mieszkanie Roberta, który wraz z żoną i dzieckiem oraz dwoma psami przyjmuje nas z niespotykaną wręcz serdecznością. W ich domu czuje się miłość, psy garną się do ludzi, a tematy do rozmów się nie kończą. Robert pozwala mi przymierzyć płaszcz po swoim dziadku, który walczył podczas II wojny światowej na Pacyfiku. Na pamiątkę spotkania daje mi też swój prywatny kubek z nadrukowaną flagą Chicago – tylko dlatego, że wcześniej na pytanie, czy mam chęć na lampkę wina, cała przemarznięta przez zmienną chicagowską pogodę, poprosiłam o herbatę, co podobno nie jest w tych stronach aż tak często spotykane.
Daniel pokazuje mi też miejsca, w których tętni życie kulturalne oraz takie, do których sama bym nie dotarła. Choć akurat kontrowersyjne i nowatorskie Museum of Contemporary Photography jest niedaleko mojego hostelu, zaś o pierwszej od 30 lat amerykańskiej wystawie Andy'ego Warhola można przeczytać na plakatach przy wejściu do The Art Institute of Chicago. Jest to miejsce pełne zbiorów sztuki zarówno amerykańskiej – artystycznej i użytkowej (jak np. szklane kule z zatopionymi „skarbami” w środku, stojące zegary, miniaturowe modele domów w różnych stylach czy biało-czarne fotografie z różnych lat) – jak i europejskiej; dość wymienić słynny, pełen subtelności błękitny witraż Marca Chagalla „American Windows”. Jednakże samodzielnie nie odnalazłabym ani tunelu z reprodukcją akordeonisty autorstwa Willibalda Paschkego na ścianach, ani klimatycznej bilardowni, w której kręcono „Kolor pieniędzy” z udziałem Toma Cruise'a i Paula Newmana...

Prawa rynku
Jest jednak taki dzień w roku, gdy cała chicagowska Polonia ściąga do Copernicus Center – finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy to okazja do spotkania, do połączenia sił w działaniu na rzecz ojczyzny oraz zakupienia typowo polskich produktów. W tłumie poznaję Miss Polski Illinois oraz śpiewaka operowego Khary'ego Laureanta, który dzięki swojej żonie Polce fantastycznie śpiewa Moniuszkowskie arie! I ma nietypowe hobby, bo... jest zafascynowany atmosferą imprez disco polo, czym udowadnia, jak otwarte i wszechstronne jest podejście Amerykanów do muzyki. Dyrektor Orkiestry Symfonicznej Paderewskiego (Paderewski Symphony Orchestra), jedynej polskiej zawodowej orkiestry na obczyźnie, Barbara Bliszta podczas rozmowy ze mną także podkreśla, że aby utrzymać się na amerykańskim rynku muzycznym, trzeba się nieustannie rozwijać. Amerykanie muszą umieć zagrać niemal wszystko, gdyż tego oczekuje publiczność. Dlatego szlachetny cel przyświeca pani Halinie Misterce, kierowniczce archiwum MPA w Polish Museum of America, która jednocześnie jest dyrektorem artystycznym ludowego zespołu „Lajkonik”. Wraz z dyrektor muzeum Małgorzatą Kot opowiadają mi, jak wiele polskich wydarzeń odbywa się w Chicago oraz jak aktywna jest Polonia. A wszystko dlatego, że kontakt z kulturą polską dla środowisk polonijnych jest bardzo ważny.

 Filmowy networking
To właśnie w Muzeum Polskim w Chicago, jednym z najstarszych etnicznych muzeów w Ameryce (założone w 1935 r.), panuje iście rodzinna atmosfera, wszystko oczywiście dzięki wielu polskim akcentom. Znajdują się tu zbiory z międzynarodowych targów w Nowym Jorku, które odbyły się tuż przed wybuchem II wojny światowej. – Proszę spojrzeć, te wszystkie rzeczy przypłynęły z Polski, to było ogromne wydarzenie, polskie stoisko cieszyło się największym zainteresowaniem, w wejściu stała wieża z pozłacanych tarcz rycerskich. Gdy wybuchła wojna, kolekcję zabezpieczono w Chicago. Ale spójrzmy na to zdjęcie z bankietu... szczęśliwi, dumni Polacy, to zdjęcie pokazuje, jak daleko byśmy zaszli, gdyby nie wojna... – opowiada wzruszająco kuratorka, chwilę później pokazuje mi jeszcze mundury żołnierzy z Błękitnej Armii oraz fortepian Ignacego Jana Paderewskiego. Wprawdzie nie siadam do fortepianu, za to zostaję poproszona o zaśpiewanie w jednej z sal. Śpiewam po polsku „Kurzawy ptaków”, pieśń, którą napisała niegdyś moja mama, wszechstronna artystka Bogna Lewtak-Baczyńska. To mój ukochany utwór, który pamiętam jeszcze z dzieciństwa, inspirowany muzyką cygańską. Po dziś dzień przypomina mi rodzinne wędrówki po górach, gdy to wszyscy wspólnie śpiewaliśmy piosenki, idąc przez las. Jedną z nich, góralską, śpiewam także w domu Grace Pisuli, laureatki konkursów filmowych w Illinois, która z pasją tworzy materiały VR. A jak to wszystko się zaczęło? O Grace, podobnie jak o Danielu, przypadkowo opowiedział mi na wigilii Stowarzyszenia Filmowców Polskich w hotelu Hilton mój kolega Jan Świrski. Wówczas uwierzyłam w siłę „networkingu”, chociaż nigdy bym nie przypuszczała, że przy dzieleniu się opłatkiem rozstrzygnie się moja najbliższa przyszłość i że ktoś rzuci cudowne zaklęcie na mój wyjazd do Chicago – zaklęcie, dzięki któremu otworzą się przede mną całkiem nieoczekiwane możliwości. To właśnie dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności umówiłam się na nagranie u Grace, które pierwotnie miało być „małe”, a które w końcu okazało się całkiem spektakularne, na wiele kamer i mikrofonów, z udziałem amerykańskich muzyków. Mimo że z Polski ze wszystkich swoich instrumentów wzięłam tylko jedną kalimbę, która swoim kształtem i zastosowaniem i tak mocno zadziwiła celników, to szybko zaadaptowałam kilka przedmiotów codziennego użytku na potrzeby twórczej improwizacji z Emily Kuhn (trąbka) i Gustavem Cortiñasem Fouilloux (perkusja). Może i w Ameryce wszystko jest możliwe, ale też „Polak potrafi”, zwłaszcza gdy znajduje się w tak życzliwym środowisku. Zresztą spotkany na ulicy Amerykanin karaibskiego pochodzenia podsumował krótko, dając wyraz moim ukrytym myślom: „Uwielbiam Polaków w Chicago, oni są tacy hojni!”.

Maja Baczyńska

Zdjęcia z archiwum autorki

 

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.