Salzburg - miasto, które się uśmiecha

07.09.2016
<p>fot. A.A. Adamczak</p>

Skończyły się wakacje, a wraz z nimi jeden z najsłynniejszych i najbardziej prestiżowych festiwali muzycznych na świecie: Salzburger Festspiele. W tym roku miałam szczęście uczestniczyć przez kilka dni w tym wydarzeniu, które dla melomanów i operomanów jest prawdziwym rajem. Jakże inaczej patrzę teraz na to austriackie święto muzyki, gdy mogę wspominać własne doświadczenia! Na zakończenie wakacji zapraszam więc jeszcze na chwilę w krótką podróż ze mną do Salzburga. Proszę uruchomić wyobraźnię:

SALZBURG JEST PRZEPIĘKNY, czyli deser jak…
Nie spodziewałam się, że to miasto jest tak piękne i niezwykłe. Jasne i tętniące życiem, otoczone górami, z cudowną starówką wciśniętą uroczo pomiędzy wysokie skały a rzekę Salzach, połączone z pozostałą częścią miasta kilkunastoma mostami, w tym jednym obowiązkowo obwieszonym kłódkami, symbolizującymi nieprzemijającą miłość. Mieszkałam w tzw. nowej części, która jest nowa o tyle, że powstała w XVIII i XIX wieku i także ma swój wyjątkowy klimat. Pełno restauracyjek, kafejek oraz sklepików. Tuż nad rzeką dostojny Hotel Sacher z tradycyjnym tortem, ale też innym deserem (typowym z kolei dla Salzburga), jakim jest salzburger nockerln – coś z jajek, mąki, cukru i malin, co przepraszam za dosłowność, wygląda trochę jak jędrne cycki, a smakuje wyśmienicie. Dom Mozarta, katedra Salzburger Dom, klasztor św. Piotra, w którego budynkach mieści się najstarsza europejska restauracja; wąskie, urokliwe uliczki i górująca nad wszystkim dostojna twierdza Hohensalzburg. Przez cały czas pobytu miałam wrażenie, że to miasto się do mnie uśmiecha.

AUSTRIACY TO CIEKAWY NARÓD, czyli mężczyźni są…
Dobre geny i trudna historia, niechęć do dużego, mówiącego w tym samym języku sąsiada, duma z tradycji i zakochanie w urokach swego kraju. Uprzejmość, uwielbienie dla muzyki klasycznej, lekki brak konsekwencji i przyzwyczajenie do luksusu. Tacy są Austriacy. Nacja, która w moim odbiorze ma najprzystojniejszych i najlepiej ubranych mężczyzn na świecie oraz kobiety, które przepięknie wyglądają w tradycyjnych, noszonych z dumą i wdziękiem strojach. Podobno mniej więcej 10% mieszkańców tego kraju posiada majątki pozwalające nazwać ich bardzo bogatymi. Wydaje mi się, że znaczna część tych 10% lubi Festiwal w Salzburgu, bo każdego wieczoru pod budynkiem Große Festspielhaus stał szpaler czarnych mercedesów i rolls-royce'ów, z kierowcami w wyszczotkowanych uniformach, a długie, drogocenne suknie, diamenty, smokingi i szampan w dużych ilościach nazwać można chlebem powszednim Salzburga w czasie Festiwalu.

FESTIWAL WŁADA MIASTEM I UMYSŁAMI, czyli twarda ręka Helgi…
Salzburg żyje swoim Salzburger Festspiele, upaja się nim i zatraca każdego roku na te pięć letnich tygodni muzycznego szaleństwa. Wystawy sklepowe, ulice, gazety i restauracje pełne są festiwalowej symboliki i zdjęć ukochanych operowych gwiazd. Każdego dnia odbywa się kilka przedstawień i koncertów w różnych budynkach, ale muzyka w tym mieście wylewa się z każdego niemal miejsca, a liczby imprez towarzyszących nie sposób zliczyć. Najważniejsze wydarzenia odbywają się w Große Festspielhaus, zbudowanym w latach 60. XX wieku i już nieco mało porywającym z punktu widzenia współczesnej estetyki. Tuż obok stoi sala koncertowa nazywana Felsenreitschule, potem najstarszy budynek festiwalowy Haus fur Mozart i niewielki Kleines Festspielhause. A wszystko to dla potrzeb Festiwalu, rządzonego twardą ręką tak samo chwalonej, jak i krytykowanej prezydent, dr Helgi Rabl-Stadler. A co najbardziej z całego Festiwalu kochają Austriacy – słynne opery, sławne gwiazdy, które tak tłumnie stawiają się w Salzburgu każdego lata, rewelacyjne koncerty? To także, ale najbardziej kochają opowiadającą o prostych prawdach sztukę napisaną przez jednego z pomysłodawców Festiwalu – Hugona von Hofmannsthala "Jedermann", która grana jest na scenie pod gołym niebem przed katedrą. Niemal każdego dnia kilka tysięcy osób zasiada na niewygodnych ławkach, aby kolejny raz obejrzeć moralitet o bogatym gościu, który szuka sposobu, jak nie iść do piekła.

NADIA W SALZBURGU, czyli Konieczny w roli boga…
W Salzburgu widziałam dwie opery w wersji scenicznej: „Fausta” Charles'a Gounoda  i skrzącą się kolorami bajkowej scenografii „Miłość Danae” Richarda Straussa, z Polakami Piotrem Beczałą i Tomaszem Koniecznym w rolach głównych. Pan Tomasz w roli targanego ludzkimi uczuciami boga Jowisza prawdziwie zachwycił nie tylko wykonaniem wokalnym, ale także przekonującą grą aktorską. Tak silna reprezentacja  Polaków na tym ważnym Festiwalu, to prawdziwy powód do dumy z naszych śpiewaków. Największe wrażenie zrobiło na mnie jednak koncertowe wykonanie opowiadającej o niszczącej sile miłości opery „Thais” Julesa’a Masseneta, z Placido Domingo i rewelacyjną Łotyszką Mariną Rebeką, po którym owacje na stojąco ciągnęły się kilkadziesiąt minut a festiwalowa publiczność szalała z zachwytu. Ja także, nie wspominając o łzach wzruszenia, których nie mogłam opanować, mimo że zwykle nie należę do osób nazbyt sentymentalnych.

Starałam się wpisywać w charakter miejsca, jak mogłam, mimo że nie czekał na mnie kierowca z mercedesem 600. Ale szampana piłam, jedną długą suknię bez pleców miałam i przechadzałam się po korytarzach Große Festspielhaus z miną mającą stwarzać pozory, że jestem stałą bywalczynią tej podniosłej imprezy i nic mnie nie zadziwia. Miasto obeszłam wielokrotnie, a nawet wybrałam się na wycieczkę w pobliskie góry. Zamarzyłam o kupieniu tradycyjnej austriackiej sukni, ale jak zobaczyłam cenę, marzenie mnie opuściło i na pamiątkę zadowoliłam się trudną już do zdobycia płytą z francuskimi ariami w wykonaniu Natalie Dessay. Pochodziłam po restauracjach, zamawiając za każdym razem typowe austriackie dania, które nie aż tak bardzo różnią się od polskich (chociaż świetnie przyrządzają tam wołowinę). Zjadłam tort u Sachera, zwiedziłam Dom Mozarta i wjechałam na górę do twierdzy. Wypiłam sporo białego wina z aperolem i któregoś dnia – siedząc na balkonie najstarszej salzburskiej kawiarni Café Tomaselli – podobno często odwiedzanej przez Mozarta – wymyśliłam, że moim kolejnym muzycznym marzeniem jest powrót do Salzburga wiosną 2017 roku na inny jeszcze Festiwal, czyli Salzburg Whitsun Festival, na którym Cecilia Bartoli ma zaśpiewać w Alcynie Haendla.
Auf Wiedersehen Salzburg, było wspaniale!
Dla Presto: NADIA ATTAVANTI – BLOGERKA KLASYCZNIE MUZYCZNA
Sprawdź blog Nadii na Facebooku

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.