Schodzimy do otchłani ["Balet pań niewdzięcznych" Monteverdiego na Opera Rara]

16.02.2020
rys. Dorota Pietrzyk

Włoski ksiądz z Mantui Claudio Monteverdi, wirtuoz violi da braccio oraz kompozytor, napisał na ślub księcia Gonzagi w 1608 r. zgrabne dziełko „Balet pań niewdzięcznych” oparte na przewrotnym moralitecie, pouczającym kobiety o powinności kochania mężczyzn, by nie spotkał ich ponury los – ogień piekielny.

Jak to zwykle bywa w typowych wczesnobarokowych operach i baletach dworskich, spotykamy tu trzy mitologiczne postacie – Amora, Wenus oraz pilnującego podziemia Plutona. Próbują oni uświadomić kobietom, jak ważne jest spełnianie męskich zachcianek, zwłaszcza tych erotycznych, i jak wielkim grzechem jest obojętność.

Jan Tomasz Adamus, dyrektor artystyczny festiwalu Opera Rara, postanowił poszukać pomostu, który mógłby przerzucić pomiędzy starym, niezbyt ciekawym librettem a współczesnym odbiorcą. Zaproponował zajęcie się siedemnastowieczną operą dwóm młodym kobietom – kompozytorce Teoniki Rożynek oraz reżyserce Magdzie Szpecht. Już samo muzyczne otulenie elektroniką przeniosło nas w inny wymiar. Pani reżyser poszła jeszcze dalej. Zamieniła role – Amorem była kobieta – Jolanta Kowalska-Pawlikowska, a Wenus – doskonały włoski kontratenor Vincenzo Capezzuto. Ten zabieg reżyserski nie tylko pozwolił nam zastanowić się nad bezsensem dawnego moralitetu, ale także nad problemami, które nękają nas dzisiaj. Przeniesienie bądź co bądź antycznego tematu opery w dzisiejszy świat, pełen kabli, rusztowań i prądu, a zwłaszcza ubranie aktorów w stroje elektryków oraz sprzątaczki, spowodowało u wielu refleksję nad życiem człowieka. Przywołana z czeluści piekieł „pani niewdzięczna”, myjąca podłogę mopem – czy to nie przestroga przed wojną klas? Skoro Nietzsche ośmielił się powiedzieć, że „Bóg umarł”, to być może twórcy spektaklu przekazali nam współczesny problem słabnięcia siły religii oraz karierę jako główny napęd dzisiejszego świata?

Bardzo ciekawym staje się także, dziejące się jakby z boku, niezwykłe wydarzenie sceniczne. Na sztalugach mamy dużą reprodukcję obrazu renesansowego malarza Giorgionego – „Śpiąca Wenus”, który spokojnie jest zamalowywany przez śpiewającego tenorem Piotra Windaka. Nie widzimy, co maluje ani czym. Dopiero jak dołącza do niego pani sprzątaczka (ta z zaświatów!), widzimy, że zamalowują sfery intymne Wenus farbami świecącymi w ultrafiolecie!

Czy to kolejny most? Obraz Giorgionego był przecież pierwszym nowożytnym aktem kobiecym. Powstał w 1510 r. w Wenecji, dokąd w 1613 r. przeprowadził się Monteverdi. Możliwe, że go widział. Zamalowanie go w tak bardzo dzisiejszy sposób według jednej z mód współczesnego malarstwa bardzo „wizualnie” przenosi nas ze starego w nowe. By można było zobaczyć efekty fluorescencji, musi być i ciemność, i lampa ultrafioletowa. W normalnych warunkach ludzie nie widzą tego promieniowania, a niektóre zwierzęta i rośliny tak. To zjawisko wykorzystuje się do analizy banknotów zabezpieczonych przed podrobieniem albo przy oględzinach miejsca zbrodni. Czy to kolejna zagadka dla widzów?

A muzyka? Początek niezwykły – Adreas Arendt jako zakapturzony mnich, grający smykiem na gitarze z dodanym specjalnym, ruchomym mostkiem. Potem lekko uwspółcześniony, pięknie zaśpiewany przez sopran lament weneckiej kompozytorki z XVII w. Barbary Strozzi. Arendt przesiada się do barokowej teorby…

Doskonały, dyrygujący od klawesynu ubraną w kaski orkiestrą smyczkową (członkowie Cappelli Cracoviensis!) Marcin Świątkiewicz. Wenus – Capezzuto nie tylko świetnie śpiewa, lecz równie wspaniale kręci piruety! Skoro to balet, to trzeba tańczyć, dowiadujemy się ze starego pergaminu czytanego po włosku, a tłumaczonego przez sopranistkę na polski. Na koniec władczy Pluton, wysyłając „niewdzięczne” do piekła, zagarnia tam wraz z muzyką Teoniki cały zespół, widownię oraz scenę MOCAK-u! Wśród błyskawic i ogni piekielnych (świetny pomysł z fruwającą, przezroczystą folią) słyszymy zapętlone nagrania chóru, przechodzące w warkot. Soliści milkną – słyszymy ich głosy z taśm, orkiestra gra, pioruny zsynchronizowane z linią basu – jesteśmy w piekle! Powoli głosy stają się coraz bardziej mechaniczne, płomienie (folia) gasną, coraz mniej rytmu… Schodzimy do otchłani…

Dorota Pietrzyk

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.