Świat potrzebuje miłości, czyli XVI Jazzowa Jesień w Bielsku-Białej

01.12.2018
fot. arch. org

JULIA DYKLA: Przeglądając zapowiedzi XVI Jazzowej Jesieni w Bielsku-Białej, często trafiałam na nagłówki, przypominające, że po raz pierwszy nie będzie z nami Tomasza Stańko. Jednak po tych kilku dniach widzimy, że był obecny. Był tam w każdej nucie, dmuchnięciu w trąbkę, uderzeniu w klawisz, szarpnięciu struny. Był w ciepłych słowach, wspomnieniach i na koszulkach swoich przyjaciół z Marcin Wasilewski Trio. Nieco figlarnymi oczyma spoglądał z czarno-białych fotografii.

Jazzowa Jesień jak co roku przyniosła nutkę nostalgii, trochę zamyślenia, ale też niesamowitą różnorodność i paletę kolorów, poczynając od melancholii Billa Frisella czy nieco tajemniczego klimatu utworów Johna Surmana i Vigleika Storaasa, a kończąc na tętniącym życiem Afro-Caribbean Jazz Sextet na czele z Eddiem Palmieri, wielokrotnym zdobywcą nagrody Grammy. 24 godziny podróży wystarczyły tym ostatnim, by choć na moment przenieść na bielską scenę fragment innego świata. Świata, w którym hasła takie jak „chwytaj dzień” czy „ciesz się chwilą” nie są tylko pustymi sloganami na pamiątkowych magnesach i płóciennych torbach, ale autentycznym wyznacznikiem codzienności. Szczery śmiech, szepty na scenie i przede wszystkim dziecięcy błysk w oku każdego z szóstki artystów, stworzyły beztroski klimat domowego podwórka, co ważne jednak – nie umniejszając tym samym jakości wykonania. Nieco elegancji do niepohamowanej radości wprowadziły dźwięki fortepianu ponad osiemdziesięcioletniego już Palmieriego, który do latynoskich rytmów tym razem wplótł także biało-czerwony element.

Chustka w kolorach flagi w butonierce pianisty nie była jednak jedynym polskim akcentem festiwalu. O naszym przedwojennym jazzie, zarówno za pomocą słów jak i muzyki, opowiedzieli Marcin Masecki i Jan Młynarski, którzy wraz z zespołem postanowili odtworzyć cząstkę zapomnianej przez wszystkich, polskiej historii.

Jazz to palce wystukujące rytm salsy, ale też – jak w przypadku Billa Frisella – kołysanie się z opuszczonymi powiekami w takt jego utworów. On sam z resztą jest jednym z artystów, którzy wychodząc na scenę, nie robią głośnego one man show, a tłumy porywają właśnie swoją subtelnością i ciągnącymi się improwizacjami, które w przypadku Frisella zwieńczyło czule zagrane "What the world needs now is love, sweet love".

O tym, że świat potrzebuje miłości, chcą przypomnieć także muzycy z projektu "Dave Douglas Uplift", którzy każdym ze swoich utworów zwracają uwagę na inny problem współczesnego świata. Nie jest tajemnicą, że jednym z najbardziej wyczekiwanych przez publiczność muzyków w czasie tegorocznej edycji, był właśnie Dave Douglas, który urósł już do rangi światowej ikony współczesnego jazzu. Moim osobistym tegorocznym odkryciem był jednak grający u boku Douglasa Ches Smith, skradający serce niesamowitymi solówkami na perkusji.

Tegoroczna edycja z pewnością przyniosła wiele refleksji i łez, zarówno publiczności, jak i samym artystom, którzy tym razem zamiast zagrać z Tomaszem, mogli jedynie dedykować mu swoją grę. Myślę jednak, że idąc za słowami Johna Surmana, z którym Tomasz Stańko nagrał płytę "From the green hill", powinniśmy celebrować jego muzykę i przede wszystkim wielką radość w niej obecną.

Tomasz Stańko, jak sam to określił, rozpadł się na atomy, jednak po dźwiękach jego trąbki wciąż drży powietrze. I będzie drżeć tak długo, jak długo będzie trwać nasza złota, bielska Jesień.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.