Uwodzenie publiczności różą i nożem

02.09.2015
Uwodzenie publiczności różą i nożem

JACEK KORNAK: Letni Festiwal w Salzburgu to najważniejszy festiwal muzyczny na świecie. W tym roku oferta operowa festiwalu była niezwykle zróżnicowana. Mogliśmy usłyszeć XVII-wieczną operę Purcella, XVIII-wieczne opery Glucka i Mozarta, a XIX-wieczna klasyka operowa była reprezentowana przez opery Beethovena, Belliniego i Verdiego, z XX wieku zabrzmiał Ryszard Strauss, natomiast XXI wiek to dzieło Rihma.
 
Dla mnie podróż do Salzburga podczas festiwalu to prawdziwe święto. Samo rodzinne miasto W. A. Mozarta urzeka pięknem, a do tego festiwal ściąga najwybitniejszych muzyków z całego świata. Zatem jako wierny miłośnik opery, jak co roku spróbowałem szczęścia z biletami i udało mi tym razem się je dostać na dwa przedstawienia “Iphigénie en Tauride” Glucka oraz “Der Rosenkavalier” Straussa.
 
 
Na scenie – wojna
Pochodząca z 1779 roku “Iphigénie en Tauride” to jedno z późnych dzieł Christopha Willibalda Glucka. Ten niemiecki twórca uchodzi z jednego z najważniejszych reformatorów opery. Premiera jego opery w Paryżu była wielkim sukcesem, a samo dzieło stało się natychmiast niemal synonimem nowej odartej z barokowego blichtru opery. Muzyka oraz partie wokalne w tej operze są prostsze, pozbawione barokowych ozdobników i znacznie bardziej dramatyczne. Gluck bardzo mocno powiązał muzykę z tekstem. Każda fraza ma wyrażać emocje i akcję. “Iphigénie en Tauride” odarta jest z barokowego formalizmu, w jego miejsce natomiast oferuje niespotykaną wcześniej teatralność. I właśnie ową teatralność postanowili wydobyć reżyserzy przedstawienia Moshe Leiser i Patrice Caurier. Ich “Iphigénie en Tauride” jest z jednej strony dość prostą, ale głęboko poruszającą opowieścią o doświadczeniach wojny. Sceny tej opery przedstawiają cywili podczas wojny, którzy są niepewni swojej przyszłości. Koszmary wojny niektórych niemal odczłowieczają i sprawiają, że ludzie stają się potworami, są jednak tacy, którzy próbują trzymać się swoich zasad. Choć nie ma tutaj bezpośrednich odniesień geograficznych, to produkcja ta przywołuje doświadczenia cywili w Syrii.
 

Chude lato Cecilii Bartoli?
W tytułowej roli wystąpiła Cecilia Bartoli. Jej Ifigenia była pod pewnymi względami wybitna. Jednak myślę, że to nie była najlepsza rola tej śpiewaczki. Momentami głos Bartoli brzmiał nieco słabo, natomiast liryczne momenty w jej wykonaniu nie były do końca przekonujące. Słabości te jednak Bartoli nadrabiała unikalną ekspresją wokalną. Gwiazdą przedstawienia był za to Christopher Maltman. Jako Orestes śpiewał pewnie, wyraziście i z dużą dozą dramatyzmu. Udało mu się wykreować pełnokrwistą postać, która porwała publiczność. W roli jego kompana Pyladesa mogliśmy usłyszeć Rollando Villazona. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że tenor ten najlepsze lata ma już za sobą, jednak cały czas jest w stanie oczarować liryzmem swojego głosu i świetnym aktorstwem. Wokalnie świetnie sprawdził się w roli Thoasa – Michael Kraus. Jego głęboki bas-barytonowy głos z pewnością nie pozostawił nikogo obojętnym. Z ogromnym wyczuciem oraz starannością o detale przedstawieniem tym dyrygował Diego Fasolis.
 

Muzyka bez sentymentów
Produkcja “Der Rosenkavalier” pochodzi z ubiegłego roku, jednak przedstawienie cieszyło się tak ogromną popularnością, że w tym roku Festiwal w Salzburgu postanowił wznowić tę produkcję. Harry Kupfer umieścił swojego “Kawalera Róży” w Wiedniu sprzed I Wojny Światowej. Na scenie widzimy jedynie kilka przedmiotów, jak drzwi, łóżko, stolik, ławeczka, natomiast zasadniczą część scenografii tworzą ogromne zdjęcia z Wiednia z początku XX wieku. Kupferowi udało się stworzyć wyjątkowy nostalgiczny nastrój. To bardzo tradycyjna produkcja, która rewelacyjnie oddaje muzykę Straussa, który w tej operze zrywa z XIX-wieczną tendencją ku realizmowi. Jego muzyka jest nieco przerysowana, często nie oddaje w wagnerowskim stylu libretta, a nawet wręcz przeciwnie – momentami muzyka z rytmami walca i odniesieniami do Mozarta rozchodzi się ze sceniczną akcją. Wywołuje to pewien efekt wyobcowania, ale zarazem Strauss unika w ten sposób sentymentalizmu. “Der Rosenkavalier” to opera o świecie, który odszedł, o fantazjach, ale też i o życiu, o starzeniu się i utracie. Zarazem nie jest to opera melancholijna. “Der Rosenkavalier” jest operą, która afirmuje życie w jego różnorodności, a także – w kontekście starości i procesu starzenia. Franz Welser-Moest, dyrygując orkiestrą Wiedeńskich Filharmoników, świetnie oddał bogactwo muzyki Straussa. W roli Marszałkowej wystąpiła Krassimira Stoyanowa. Artystka dość wolno budowała swoją karierę, teraz jest wreszcie na szczycie i to słychać. Jej Marszałkowa była wokalnie na najwyższym poziomie. Stoyanowa jej perfekcyjna technicznie, ale posiada też pewną wokalną charyzmę, która sprawia, że swoim głosem jest w stanie całkowicie uwieść publiczność. Sophie Koch była bardzo dobrym Oktawianem, ale jej głos był czasem słaby, szczególnie w porównaniu ze Stoyanową. Jako Safia wystąpiła Golda Schulz. Oczarowała publiczność niezwykle słodkim, jedwabistym głosem. Wyjątkowo dobrze wokalnie wypadł Günther Groissböck. Śpiewał lekko, naturalnie, niemal bawiąc się swoją rolą. To był “Der Rosenkavalier”, jakiego można usłyszeć tylko na Festiwalu w Salzburgu.
 
Z Salzburga dla Presto Jacek Kornak
 
Zdjęcia zrobiła Monika Rittershaus  dla Festiwalu w Salzburgu

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.