Wielki Piątek. Ciemna jutrznia.

20.04.2014

Nastrojowo, przy świecach, Vincent Dumestre z zespołami Le Poème Harmonique i Capella Cracoviensis Vocal Ensamble przeniósł obrzęd wielkiej jutrzni z dworu Ludwika XIV na estradę Filharmonii Krakowskiej.

Artyści zadbali o warstwę wizualną nawiązującą do tradycyjnie we Francji celebrowanych ciemnych jutrzni. Po strojeniu i brawach na wejście zapadła ciemność, z której zespół wyłonił się na nowo, gdy kolejno zapalono dziewięć świec. Podczas ostatniego utworu – Miserere – śpiewacy Capelli Cracoviensis kolejno gasili świece, stopniowo pogrążając się w ciemności. By podkreślić zapadającą po ostatnim dźwięku ciemność, zgaszono wówczas wszystkie światła na parterze widowni. Chwila ciszy, lecz dosłownie chwila, oddzielała ten moment od burzy braw, która po nim nastąpiła.

Fot. Michał Ramus, www.michalramus.com

O tym, co rozgrywało się przy świecach pisać trzeba osobno. Był to czas szczególny, odmienny od okalającej go powszedniości, czas, chciałoby się powiedzieć, świąteczny. Muzyka Marc-Antoine’a Charpentiera kiedy trzeba pełna wyrazu, a jednak na ogół powściągliwa, sprzyjała zadumie nad wydarzeniami Ogrójca i Golgoty. Program rozpoczynała kompozycja Guillaume’a Bouzignaca In pace, w swym wyciszeniu doskonale wprowadzająca w medytacyjny nastrój. Reszta należała już do Charpentiera. Cichą, pełną napięcia modlitwę Jezusa w Ogrójcu (Tristis est anima mea), rozdarł poruszający krzyk rozpaczy Marii Magdaleny (Sola vivebat in antris) w wykonaniu najbardziej ekspresyjnego z solistów Jeffreya Thompsona. Po następującej kolejno powściągliwej w wyrazie lamentacji Jeremiasza, grozą przejęła padająca w wieczerniku zapowiedź zdrady Judasza (Unus ex discipulis). Żałość Piotra, który zaparł się swojego Pana, Charpentier oddał muzycznie z niezwykłą wrażliwością (Cum cenasset Jesus). Zaraz potem obserwowaliśmy sąd Piłata, a tłum krzyczący „Ukrzyżuj!” sprawiał, że kruszały najtwardsze serca (Querebat Pilatus dimittere Jesum). Napięcie wzrastało. By przygotować moment kulminacji Dumestre z pomocą Charpentiera znów powściągnęli emocje, pozwalając zasłuchać się w kolejnej z lamentacji Jeremiasza i instrumentalnej Symfonii g-moll. Dzięki temu śmierć Chrystusa na krzyżu przygwoździła słuchaczy do krzeseł pełnią swej tragicznej ekspresji. Okrzyk (najprawdziwszy muzyczny krzyk) „Ojcze, w Twe ręce powierzam ducha mego” (znów niesamowity Jeffrey Thompson) zapamiętam na długo. Przeżywać, rozpamiętywać można go było jeszcze długo podczas medytacji Tenebrae faceta sunt (Ciemność okryła ziemię) i prawdziwie misteryjnym Miserere, podczas którego owa ciemność stopniowo się urzeczywistniała wraz z niknącym światłem kolejnych świec.

To dobre miejsce, by podkreślić świetlną oprawę festiwalu. Podczas każdego z dotychczasowych koncertów zachowywano szczególną dbałość, by dramaturgię muzyczną podkreślać natężeniem świateł oświetlających scenę, by za pomocą pojedynczego reflektora w odpowiednim momencie wydobywać postać solisty, by barwą świateł i subtelnymi wizualizacjami nawiązać do nastroju i treści rozbrzmiewających muzycznie. Warto też podkreślić profesjonalność zapowiedzi kolejnych koncertów, które w eleganckiej formie dostarczają najważniejszych informacji o repertuarze, ale także o przewidywanej długości trwania i formie koncertu. Organizatorzy dbają, by słuchacze, jeśli tylko gotowi są na nie otworzyć, podczas koncertów mogli doświadczyć misterium pokrewnego oryginalnemu kontekstowi powstania wykonywanych utworów: upraszają o nieprzerywanie koncertu brawami, standardowo: o wyłączanie telefonów komórkowych. Rzecz godna pochwały.

Teraz jednak słów kilka o tym, co działo się przy zgaszonych świecach. Misterium ciemnej jutrzni publiczność nagrodziła zasłużonymi, gromkimi brawami. Vincent Dumestre nie opierał się długo pod ich naporem. Bisował śmiercią Chrystusa. Nie był to szczęśliwy wybór. Choć z czysto muzycznego punktu widzenia był to najbardziej efektowny moment wieczoru, powtarzanie go na bis było zupełnie nie na miejscu. Podczas gdy w dramaturgii całości brzmiał czysto, bez skazy, trafnie – po prostu prawdziwie – bisowany odsłonił swoją pustkę, stojącą za nim czystą wirtuozerię – nawet Jeffrey Thompson kiwał się jakoś śmiesznie wykrzykując te same przecież, co przed chwilą, słowa Jezusa. Słowem podsumowania, znów barokowe ramy festy przytłoczyły swym przepychem proste, acz szczere misterium rozgrywające się w ich wnętrzu. Czy można się na to zżymać? Przecież publiczność zna swoje prawa, a należy do nich prawo żądania bisów, artyści zasługują na uznanie, cieszą się prawem do przyjmowania poklasku. Krytyk też ma swoje prawa, może się zżymać, czemuż miałby z tego nie skorzystać?

Relacjonuje Paweł W. Siechowicz

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.