Wojciech Rodek: Zaczynam mieć dystans

20.02.2019
fot. arch. artysty

Mężczyzna po czterdziestce zadaje sobie ważne pytania. Wraz z odpowiedziami przychodzą nowe wyzwania i sprawy, za które trzeba być odpowiedzialnym. Aby temu sprostać, trzeba mieć zaufanie do siebie i ludzi, z którymi się współpracuje. A jak to wygląda w praktyce i świecie artystycznym? Tak się składa, że nowym dyrektorem Filharmonii Lubelskiej został dyrygent Wojciech Rodek, rocznik 1977.

Kinga A. Wojciechowska: Ma Pan 41 lat. Jak wyglądał u Pana kryzys wieku średniego?

Wojciech Rodek: Do 40 roku życia wszystko układało się w sposób książkowy.

Co to znaczy?

Kiedy dyrygujesz dobrze, zarządzasz dobrze, perfekcyjnie wykonujesz swoje obowiązki, to uważasz, że może cię za to spotkać tylko nagroda. Tymczasem okazało się, że im lepiej działałem, im bardziej się starałem, tym częściej trafiali się ludzie, którzy tego nie doceniali, byli zazdrośni. Tak było właśnie rok temu.

Można stracić wiarę w ludzi.

Ale ja jej nie straciłem! Zawsze miałem przekonanie, że jeśli decyzja podyktowana jest uczciwością, to jest dobra. To moje przekonanie zostało tylko poddane próbie.

Silny Pan jest. Większość osób jednak odpuściłaby sobie przyzwoitość, skoro to się nie opłaca.

Słabe osobowości łatwo zbić z tropu. Mnie – trudno. Jako dyrygent nauczyłem się, że to ja muszę kontrolować sytuację i to ja oceniam, co wyszło świetnie, a co źle. Gdy stracę tę intuicyjną wiedzę, to przestanę być artystą.

No tak, ale jeśli wszyscy wokoło mówią: jest źle, to coś musi być na rzeczy!

To zależy. Mój profesor mówił: nie bierz do siebie, że wszyscy na ciebie patrzą źle w poniedziałek rano. Zrozum, jest poniedziałek rano! Po prostu stwórz atmosferę i przymknij oko. I jakoś pójdzie.

Czyli jest Pan nieczuły na krytykę.

O nie. Zawsze szukam winy w sobie. Ale w granicach rozsądku. Jak ktoś napisał złą recenzję, to ją analizuję. Każda zła ocena nas dotyka. Ważne jest, co z robimy z tym dalej. Nie można uważać, że tylko ja mam rację i wszyscy się mylą.

Wróćmy do kryzysu wieku średniego. Myślę sobie, że ludzie sztuki są na niego bardziej odporni.

Mamy lepiej, bo przed nami nieustanny rozwój i poprzeczka jest tak wysoko i daleko, że ciągle jesteśmy w pół drogi. Dyrygowałem już dzieła Wagnera, Brucknera i Mahlera, ale i tak przede mną jeszcze wiele wyzwań. Więc ten tak zwany kryzys nie przekłada się na potrzeby artystyczne. Ale on się przekłada na coś innego – na potrzebę stabilizacji. I artysta, tak jak każdy inny człowiek, w pewnym momencie zastanawia się nad tym, co po sobie zostawi.

Pan to pytanie sobie zadał?

Tak.

I jaka padła odpowiedź?

Zdałem sobie sprawę, że z tych urwanych chwil z różnymi orkiestrami pomnika nie zbuduję. Bo to tylko migawki, nie pojawia mi się w głowie jakiś całościowy obraz.

Ale może to wystarczy? Historia zna wielu wybitnych dyrygentów, mamy ich nagrania. Jest dziedzictwo.

Można i tak. Ale ja teraz potrzebuję czegoś innego. Postanowiłem budować, ale potrzebowałem tych wszystkich doświadczeń, pracy z tyloma orkiestrami, w wielu krajach, musiałem poznać ludzi. Podsumowując – mój kryzys wieku średniego to konieczność zaspokojenia potrzeby stabilizacji, czyli przebywania na stałe w jednym miejscu, w którym mogę zbudować coś trwałego. To początek pewnej drogi. Jestem w wieku, w którym łatwiej mi ustalić, jaka to będzie droga. Dla mnie dziś bycie wolnym strzelcem to ucieczka przed odpowiedzialnością. Wolę powiedzieć sobie: jestem tu, gdzie jestem i chcę tu coś zrobić.

A może po prostu łatwiej jest być dyrektorem, nie dyrygentem. Jerzy Maksymiuk mówił, kończąc osiemdziesiątkę: czterdziestoletni dyrygent? Co on umie? No właśnie, co umie?

Trochę umie. (śmiech) Moje ostatnie dwa, trzy lata to niesamowity rozwój, to pokłosie tego, co robiłem całe życie, to nagle procentuje. Każdy koncert bardziej dojrzały, zaczyna się poszukiwanie inspiracji nie tylko w nutach. Przecież muzyka to część naszego życia. W pewnym momencie dyrygowanie staje się coraz mniej techniczną pracą z muzykami. Ważne są relacje: muzyk-dyrygent-muzyka. Nie chodzi tylko o to, że musi być sprawnie i czysto. To ma być głębokie przeżycie. To proces emocjonalny. Czasem zamiast o muzyce, lepiej porozmawiać o czymś innym. Czasem trzeba poczekać, a czasem – zostawić element niepewności. W wieku 40 lat powoli przychodzi ten moment, gdy człowiek może i potrafi zaufać innym. Zaczyna mieć dystans. No bo czasem coś nie wyjdzie. Ale są wartości dodane z każdego koncertu. Nagle utwór idzie inaczej. W jednym momencie rodzi się coś niezwykłego i może to już nigdy się nie powtórzy, a udało się tylko dlatego, że sobie zaufaliśmy.

Podobno ostatnia próba odbywa się podczas koncertu.

Dokładnie tak! Wystarczy mały gest i już, zmienia się brzmienie. Nietypowe spojrzenie dyrygenta, inaczej zagrana fraza i wszyscy za tym idziemy. Czasem zdarza się pomyłka, z której udało się wyjść w fenomenalny sposób, aż muzycy po koncercie mówią: „jak my z tego wybrnęliśmy?”. Albo pojawiają się wielkie emocje, uniesienia. Należy taki moment zapamiętać i już nigdy nie grać gorzej. (śmiech) Ale to możliwe jest w orkiestrach z tradycjami, gdzie muzyk podlega ścisłej procedurze rekrutacyjnej, gdzie w orkiestrze grają kolejne pokolenia muzyków. U nas aż takiej tradycji nie ma.

A orkiestra Agnieszki Duczmal? 50 lat wspólnego grania, tworzenia brzmienia. Nawet jeśli zmienia się muzyk, to nowy wchodzi już w ukształtowaną strukturę.

Tak, to wtedy jest to możliwe. Żeby orkiestra rozumiała każdy ruch dyrygenta, potrzebne jest długie doświadczenie. I zaufanie, bez którego nie da się kreować dobrej sztuki. To coś głębszego niż zwykłe: lubię – nie lubię.

Skąd to się bierze?

To presja wykonawcy. Proszę zauważyć, że my co wieczór robimy coś po raz pierwszy i ostatni. To się w życiu rzadko zdarza. Nam – zawsze. To buduje emocje, których nie da się powtórzyć. Także, a może przede wszystkim, z publicznością i dzięki niej. Muzycy Giergiewa skarżą się, że każe im grać bez próby. Ale on wie, co robi, wie, jakie ciśnienie wytwarza, jak koncentrują się wtedy muzycy.

Umiałby Pan tak?

(śmiech) Dwa razy w życiu zdarzyło mi się, że próba była niepełna. I wie pani co? To były najlepsze koncerty.

Cały wywiad możecie przeczytać w Presto #22: Wolność
***
Informacje o najbliższym koncercie Wojciecha Rodka znajdziecie TUTAJ

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.