Wieczór po polsku

02.12.2012

„Dlaczego to jest arcydzieło? Bo jest emanacją piękna. A piękno bywa nie tylko "hybrydowe", ale i bolesne. (…)„- w ten sposób zmarły w tym roku muzykolog Andrzej Chłopecki określił III Symfonię Witolda Lutosławskiego. Te słowa znakomicie określają charakter koncertu poświęconego muzyce polskiej XX wieku.

Jerzy Maksymiuk grający mimochodem na fortepianie w przerwach występu, to widok bezcenny. Równie bezcennym było obserwowanie go podczas dyrygowania Sinfonią Varsovią w Studiu koncertowym Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego. Zwiewność tych przygrywek zdawała się być ciszą przed burzą, jaka nastąpiła podczas właściwej części koncertu.

Kameralnie i figlarnie

Pierwszą część wieczoru otworzył jeden z najbardziej znanych utworów Michała Spisaka - Concerto Giocoso („figlarnie”) na orkiestrę kameralną, za który w 1957 roku otrzymał on Premier Grand Prix na Międzynarodowym Konkursie Kompozytorskim im. Królowej Elżbiety w Brukseli. Utwór stanowiłby dobre tło podczas czytania intrygującej lektury, pełno w nim niewyjaśnionych pytań i zadumy.

Następnie zabrzmiała Partita na skrzypce i orkiestrę smyczkową Witolda Lutosławskiego. W rolę solistki wcieliła się młoda i nieprzyzwoicie zdolna Maria Machowska (na co dzień koncertmistrzyni Sinfonii Varsovii). Skrzypaczka pokazała, że ma w sobie tę energię, która powoduje, że w ślad za jej jednym pociągnięciem smyczka rusza cała lawina innych instrumentalistów, przejmując bezbłędnie pałeczkę.

Upór to podstawa

Sinfonia Varsovia pod batutą Maksymiuka wykonała również Koncert na klawesyn i orkiestrę smyczkową op. 40 Henryka Mikołaja Góreckiego. W rolę główną wcieliła się klawesynistka Elżbieta Chojnacka, której kompozytor dedykował utwór. Publiczność z uznaniem odebrała  niezłomność i temperament klawesynistki, toteż karkołomne, drugie ogniwo koncertu – Vivace musiało wybrzmieć dwa razy, nim solistka na dobre zeszła ze sceny.

Analogia i zaduma

Po przerwie wybrzmiała III Symfonia Witolda Lutosławskiego. Utwór wielokrotnie porównywany był do V Symfonii Ludwiga van Beethovena, zapewne za sprawą charakterystycznego czterokrotnego powtórzenia tego samego dźwięku na początku i końcu utworu, przypominającego motyw rozpoczynający „piątą” Beethovena. I tym razem nie obeszło się bez bisu. Dyrygent w sekundę wskazał miejsce, od którego miano dokończyć powtórzony odcinek, szepcąc muzykom: „Takt 73, takt 73…”. Symfonia Lutosławskiego, mimo, że piękna, nacechowana jest bólem, wprowadza w stan skupienia, które nie kończy się wraz z burzą oklasków, ale wychodzi z nami poza mury sali koncertowej.  Tak było i tym razem.

 

Magdalena Kajszczak

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.