Wojna i pokój – wielka przegrana

27.07.2019
fot. Clive Barda

Jak dziś wystawić operę, która jest mocno osadzona w narodowej tradycji i napisana ku pokrzepieniu serc w czasie wojny? Czy takie dzieło może przemówić do współczesnego odbiorcy sztuki? Być może, ale nie w wersji zaprezentowanej przez Welsh National Opera. Produkcja Davida Pountneya była nijaka i po prostu nudna.

„Wojna i pokój” to operowa epopeja Siergieja Prokofiewa. Dużych rozmiarów dzieło oparta na powieści Lwa Tołstoja to jedna z ikon muzyki operowej XX w. Prokofiew pisał operę o wojnie napoleońskiej podczas II wojny światowej, zapewne z tego powodu zawiera ona sporo elementów patriotycznych, chóralne nacjonalistyczne pieśni oraz marsze wojskowe. Jednak pomimo tych elementów jest to znaczące dzieło operowe.

Obecnie „Wojna i pokój” jest bardzo rzadko wystawiana. Zapewne jest kilka powodów: dużych rozmiarów skład solistów, powiększona orkiestra, ale też dość skomplikowana akcja, w której łatwo się zgubić. Wykonania tego utworu są nieliczne, więc nie mogłem sobie odmówić obejrzenia ostatniej produkcji Welsh National Opera.

Welsh National Opera ma reputację jednej z najlepszych oper w Wielkiej Brytanii. Generalnie WNO prezentuje dobrej jakości, dość klasyczne produkcje operowe. W wypadku „Wojny i pokoju” WNO zaprezentowało wersję angielskojęzyczną. Opera ta wymaga znacznej liczby solistów. Myślę, że wybór tłumaczenia na angielski wynikał z braku śpiewaków, którzy byliby w stanie wykonać swoje role po rosyjsku. Jednak to dopiero początek problemów.

Sama „Wojna i pokój” wydaje się trudna w wykonaniu pod każdym względem muzycznym, wokalnym oraz teatralnym, jednak reżyseria Pountneya w żadnym wypadku nie pomaga. Wizualnie niewiele zmienia się w scenografii, efekty wideo wydają się raczej infantylne, a ruch sceniczny to bieganie od prawa do lewa. Nie lubię popadać w krytykanctwo, ale oglądając tę operę, momentami czułem znudzenie, a chwilami po prosu zażenowanie. To produkcja nijaka. Pountney oferuje nam szkolne kroki teatralne. Mamy tu niby autora, z którego głowy wyskakują postacie. Produkcja jest częściowo osadzona w realiach początku XIX w., ale są tutaj też odniesienia do rewolucji październikowej i XX w. Same pomysły inscenizacyjne są w miarę spójne, ale ich wykonanie jest marne. Prawie nie ma tutaj gry świateł, co czasem jest wizualnie po prostu męczące. Oglądając to przedstawienie, myślałem, że nie ma potrzeby wystawiania tej opery, jeśli producenci nie są w stanie zaprezentować wysokiego poziomu. To nie jest utwór w stylu La Boheme, który obroni się sam. To raczej opera, na której łatwo polec i to właśnie się stało.


fot. Clive Barda

Tomáš Hanus dyrygował orkiestrą Welsh National Opera skrupulatnie, jednak czasem wydawało się to trochę mechaniczne. Brakło tutaj większego zaangażowania i energii. Nie wystarczy czasu, żeby wymienić solistów. Jednak nawet oni nie uratowali przedstawienia. Jonathan McGovern jako Andrei śpiewał ładnie, choć nieco flegmatycznie. Lauren Michelle również momentami czarowała piękną barwą, ale brakło tutaj dramaturgicznej głębi, wejścia w rolę. Jej głos był przez cały czas taki sam. Wokalnie najbardziej wyrazistą postacią był Mark Le Brocq, który wcielił się w rolę Pierre'a. Reszta śpiewaków wykonała swoje partie w dość angielski sposób: lekko, czysto, lirycznie oraz bez większych emocji.

Być może lepiej pozostawić „Wojnę i pokój” Rosjanom, którzy mają lepsze wyczucie tej muzyki, niż prezentować mierną produkcję.

Dr Jacek Kornak

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.